MARTYNA BUNDA: – Leniuchowaliśmy w święta?
ARKADIUSZ KARWACKI: – Mieliśmy trochę wolnego i wreszcie mogliśmy pochorować lub popracować. Tak to dzisiaj wygląda. Spadek adrenaliny po intensywnej pracy dla części z nas to sygnał – teraz możesz odchorować. Ale wielu przeznaczyło ten czas na grzebanie się w pracy zawodowej, myślenie o niej, względnie na pracę nad sobą – ćwiczenia, diety, rozwijające intelektualnie lektury. I zdziwienie – teraz miałem odetchnąć, a wcale nie czuję się tak fantastycznie jak w reklamach.
W tym pokoleniu – powiedzmy, 40 plus – specyficznie rozumie się słowo lenistwo. Jest nim niepracowanie w podróży, nicnierobienie w święta, nieczytanie rozwijającej książki – i zawsze oznacza coś złego. To ważna część tożsamości całego pokolenia. Halo! Ja pracuję, ciągle mam dużo do zrobienia. I stale robię.
Christophe André, wybitny francuski psychiatra i popularyzator uważności, w książce „I nie zapomnij być szczęśliwy”, pisze, że wracając z konferencji, w przedziale pociągu dostrzegł „pewnego pana, który dziwnie się zachowywał” – spokojnie patrzył przez okno. Dziwny pan, który nie robił nic, zamiast z ostentacją przeznaczać czas na jakąś aktywność. Problem jest zatem globalny. Ale w Polsce, z różnych powodów, ten mechanizm działa silniej. Daliśmy się oszukać, że kręcąc tym kołowrotkiem więcej i więcej, coś wykręcimy. Pułapka.
Sami się oszukaliśmy.
Walczyliśmy o status. Po swojemu, bo z wielu powodów mamy większy niż inne społeczeństwa problem z poczuciem własnej wartości. Mamy też historię wojenną, która ukształtowała starsze pokolenie, przekazując traumę wojenną, nawołując młodsze do tłumienia emocji i rozwijając obawy wobec przyszłości.