Akt znieskarżenia
Jak kradzież śliwki w czekoladzie poruszyła całą Polskę
Kilka dni temu do Sądu Okręgowego w Koszalinie wpłynęła apelacja. Jak mówi Ryszard Gąsiorowski, rzecznik tamtejszej prokuratury okręgowej, pomimo dwóch wydanych wyroków sądu rejonowego dotyczących słynnej już kradzieży śliwki w czekoladzie prokuratura chciałaby jeszcze raz przyjrzeć się sprawie. Prokuraturę wciąż dręczy bowiem w tej kwestii wiele pytań. Chciałaby ustalić, czy wydany wyrok skazujący obwinionego na karę 20 zł grzywny i 100 zł kosztów sądowych rzeczywiście jest sprawiedliwy. Czy nie byłoby jednak możliwe odstąpienie od kary z jednoczesnym uznaniem obwinionego za winnego? I jak w ogóle w 2020 r. z takim poziomem materialnego życia różnych Polaków należy traktować kradzież jednej sztuki śliwki w czekoladzie?
W tej sprawie od początku nic nie było oczywiste. Weźmy np. oskarżonego. 70-letni Roman Wawrzyniak, emerytowany marynarz Polskiej Żeglugi Morskiej, spędzał akurat wakacje w Kołobrzegu nad ukochanym Bałtykiem. Był lipiec 2019 r. Pewnego dnia wybrał się na zakupy do jednego z marketów znanej sieci. Krążąc między półkami, zobaczył śliwki w czekoladzie na wagę. Nauczony doświadczeniem swoich trwających 15 lat podróży po świecie postanowił spróbować jednego cukierka, zanim zdecyduje, czy kupić ich więcej.
Wszędzie, gdzie był, czy to w Kanadzie, czy w Maroku, sprzedawcy zawsze zachęcali go do próbowania swoich towarów. Ba, w Tunezji gotowi byli nawet się obrazić, jeżeli przed zakupem wystarczająco długo się z nimi nie targował. I tylko w Polsce – jak mówi Roman Wawrzyniak – kraju o wciąż jeszcze raczkującej demokracji, takie otwarte na klienta podejście okazało się niemożliwe.
Sklepowy ochroniarz zaprosił go na zaplecze i zażądał zapłaty za zjedzonego cukierka. Emeryt odmówił. Przecież nie wyniósł cukierka poza sklep, tylko skonsumował go na miejscu, a to w jego odczuciu robi wielką różnicę.