Rozsiani po świecie Polacy wymyślają strategie powrotu. „Poszukujemy transportu dla dwóch osób w niedzielę wieczorem do Warszawy. Czy ktoś wraca i mógłby nas zabrać?”, „Szukam transportu dla kuzynki z Düsseldorfu do Białegostoku”, „Również jestem zainteresowana powrotem – byle jaki teren Polski” – piszą na facebookowych grupach ci, którzy próbują dotrzeć lądem. Propozycji nie ma wiele. Albo prześmiewcze: „To se poszukacie”.
W obliczu odwołanych lotów wśród wracających z innych kontynentów dominuje podejście „byle do Niemiec”. „Najlepiej dolecieć teraz samolotem do Berlina albo Frankfurtu. Bo Niemcy nie zamknęli jeszcze swoich granic. A z Niemiec do Polski to już jakoś się przejedzie” – planują w gorączkowych rozmowach na WhatsAppie.
Mimo że stworzona przez rząd we współpracy z LOT strona internetowa lotdodomu.com oficjalnie działa od soboty (trzeba się zarejestrować i czekać na informacje o czarterowym samolocie), to z powodu błędów i sprzecznych informacji wielu Polaków dotyka panika. Czują, że aby wrócić do domu, muszą liczyć głównie na siebie. I kombinować.
Czytaj też: „Tkwimy tu pełni lęku”. Grupa Polaków utknęła w Indiach
Lotnisko to dopiero skupisko
Na Okęciu mieli być w poniedziałek o 5 rano. Dwa loty z przesiadką: z wyspy Langkawi do Dohy w Katarze, stamtąd do Warszawy. Jeszcze w piątek, gdy