Oto kataklizm bez precedensu w naszej pewnej siebie, zarozumiałej cywilizacji. Skalą przerasta powodzie i trzęsienia ziemi, akty terrorystyczne i kryzysy ekonomiczne, katastrofy ekologiczne i komunikacyjne, raki, zawały, alzheimery – wszystko to, co do tej pory wydawało się najpoważniejszymi zagrożeniami dla naszego świata, co wstrząsało społeczeństwami, a tysiące ofiar i świadków tych zdarzeń wprowadzało w stan traumy.
Trauma
Dziś doświadczają jej miliony: tysiące chorych, wyprowadzanych nagle z domu przez ratowników w złowieszczych kombinezonach, a niektórzy z nich wychodzą z niewielką torbą osobistych rzeczy już na zawsze. Dotyka też tych zdrowych, świadomych, że każdy nieostrożny ruch może ich przesunąć do kategorii „zarażony”, siejący śmiertelne niebezpieczeństwo wśród innych. W tym najbliższych, którzy być może będą cierpieć i umierać w szpitalnej izolatce, bez nijakiej intymności, bez trzymania za rękę przez kogoś kochanego. I te ciężarówki wiozące trumny, i te pochówki bez pogrzebowych ceremonii...
Trauma w rozumieniu psychologicznym to bezpośrednia konfrontacja ze śmiercią. Dojmujące poczucie jej bliskości, bezradności i zagubienia w jej obliczu. Dotyka nie tylko ofiary dramatycznych zdarzeń, ale również całkiem często ich świadków.
Natura zgotowała naszemu gatunkowi okrutny eksperyment. Obudziła na masową skalę lęk egzystencjalny. Jak chce wielu klasyków filozofii czy psychologii, coś, co jest skutkiem ubocznym naszej fantastycznej zdobyczy – świadomości. To najgłębszy z ludzkich lęków. Maskowany jest przez instynkt samozachowawczy, który generuje chroniczne samooszustwo, że przecież choroba i śmierć mnie nie dotyczą, a jeśli już, to w dalekiej przyszłości, więc nie ma sensu zawracać sobie głowy. Gdy jednak ten lęk zostanie wzbudzony nawet przez jakiś z pozoru odległy epizod, staje się złym doradcą.