KATARZYNA CZARNECKA: – Szykuje się pani do świąt?
MARIOLA KOSOWICZ: – I tak, i nie. Trudno powiedzieć, że się w ogóle nie przygotowuję, bo aspekt duchowy Wielkanocy jest dla mnie bardzo ważny. Ale nie chcę udawać bohaterki: jest mi ciężko w tej nowej sytuacji. Choćby dlatego, że nie będę mogła przeżyć tego czasu tak, jak każdego roku.
Czytaj też: Czy czeka nas koronawirusowy bunt?
Z psychologicznego punktu widzenia: jaką funkcję w życiu człowieka pełnią święta?
Są po to, żeby każdy mógł poczuć się częścią wspólnoty, która dzieli ze sobą radość. Jakąkolwiek. Na przykład Święto Niepodległości to moment, gdy można wywiesić flagę, czuć wdzięczność za wolność, powiedzieć sobie, że wszyscy jesteśmy Polakami i identyfikujemy się ze sobą.
Dla osób wierzących Boże Narodzenie i Wielkanoc to najważniejszy czas refleksji nad wiarą, uczestnictwa w rytuałach, myślenia o wspólnocie wiary. Dla wszystkich to moment pewnego rodzaju odnowy – te dwa razy w roku gruntownie sprząta się dom, a porządkowanie przestrzeni jest pomocne dla uporządkowania głowy. A przede wszystkim święta kojarzą się ze spotkaniami z bliskimi.
W tym roku to właśnie będzie najtrudniejsze.
Znów: i tak, i nie. Oczywiście dla większości z nas poważnym dyskomfortem będzie to, że do niedzielnego śniadania rodziny zasiądą przy osobnych stołach. Że tradycyjne odwiedzanie się w poniedziałek jest w zasadzie niemożliwe. To jest wyzwanie.
Szczególnie że święta, bez względu na nasz światopogląd, psychologicznie są trudniejsze niż normalny weekend.