Ten film nie zasługuje na to, by poświęcać mu tyle uwagi. Nie tylko dlatego, że został nakręcony na zlecenie TVP, prymitywnej tuby propagandowej, która chciała zneutralizować film Sekielskich o pedofilii w Kościele katolickim. W tym samym, z którym idzie od lat pod rękę, kupując przychylność dla rządzącego PiS. „Nic się nie stało” to film słaby i skażony tym pierworodnym grzechem. I jak w Biblii – jest to grzech śmiertelny.
Czytaj też: Sekielscy o „Zabawie w chowanego”
Najmocniej bije w prokuraturę
Jedyne, co warto w jakiś sposób docenić, to fakt, że Latkowski – choć znów nie jako pierwszy – zwrócił uwagę nie tyle na pedofilski proceder w sopockim klubie Zatoka Sztuki (ech, te orwellowskie nazwy, jesteśmy w nich coraz lepsi), ile na zdumiewającą indolencję tzw. organów ścigania. Gdyby nie ta zadziwiająca postawa w stosunku do sprawców tych ohydnych przestępstw, pewnie nie byłoby tylu ludzkich tragedii, ale również filmu, bo sprawa byłaby już wyjaśniona i osądzona. Filmu, który powstał głównie dlatego, że macherzy z rządowej telewizji – a właściwie jeden z nich – uznali, że doklejenie do sprawy kilku znanych, celebryckich twarzy przykryje „Zabawę w chowanego”. Bez żadnych, najmniejszych dowodów, od których przecież u Sekielskich aż się roi.
Tymczasem jedyne, co można na podstawie „Nic się nie stało” zarzucić znanym aktorom i muzykom, to naiwne, głupie, a na pewno bezsensowne zaangażowanie w obronę sopockiego lokalu, w którym działy się tak haniebne rzeczy. Brak z ich strony reakcji, choćby w postaci słowa „przepraszam”, musi budzić co najmniej zażenowanie.