Szpital na Banacha: zamknięte kliniki neurologii i gastroenterologii, dwie kolejne, nefrologia i diabetologia, w trakcie wymazów, bo i tam były osoby „dodatnie” wśród personelu. Na razie kilkanaście przypadków potwierdzonych. Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc: kilkanaście „dodatnich”, pacjenci i personel, zamknięta II Klinika Chorób Płuc. Szpital Wolski: 62 osoby „dodatnie” na jednym z oddziałów wewnętrznych, 29 pracowników i 33 pacjentów. Szpital kliniczny im. Dzieciątka Jezus przy Lindleya: koronawirus u 20 pacjentów i pracowników, zamknięta klinika kardiologii.
Czytaj też: Śmierci tych pacjentów można było uniknąć
W jednoimiennym już się nie nudzą
Chorzy z tych placówek trafili do klinicznego szpitala MSW przy ul. Wołoskiej, który od początku pandemii pełni funkcję tzw. jednoimiennego, czyli zajmującego się koronawirusem. – Niedawno jeden z kolegów opowiadał anonimowo dziennikarzowi, że szpital pusty, a my nie mamy co robić – mówi lekarz z Wołoskiej. – Już nieaktualne, mamy obłożenie ok. 80 proc. Jak się warszawski łańcuszek rozwinie dalej, znowu zabraknie miejsc.
Zwłaszcza że przyjęto tu też pacjentów z Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu, tego, który w kwietniu był największym ogniskiem wirusa w kraju (ponad 200 zakażonych) i przez kilka tygodni walczył z infekcjami wśród pacjentów i personelu.
Dziś znów w Radomiu mają problem. Zamknięte są oddziały neurologii i neurochirurgii, 24 osoby z wynikiem dodatnim. – Ale już wszystkich zabrano do zakaźnego w Radomiu i na Wołoską – wiceprezes Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego Łukasz Skrzeczyński jest spokojny.