Takie interwencje zdarzają się dość często – schroniska mogą być intratnym biznesem dla przestępców, którzy gotowi są głodzić albo nawet zabijać zwierzęta w pogoni za zyskiem. Niezwykłe było jednak to, że do akcji doszło z inicjatywy prokuratora, który prosił o pomoc organizacje pozarządowe. Do tej pory zawsze było odwrotnie.
Jednak nawet operacja jak z sensacyjnego filmu, zakończona wyprowadzeniem skutego kajdankami właściciela schroniska, nie sprawi, że znikną takie miejsca. – Jest tylko jeden sposób: ustawowy zakaz prowadzenia schronisk jako działalności gospodarczej – mówi Ewa Gebert z OTOZ Animals.
Próby wprowadzenia tego przepisu mają już długą historię. W Sejmie zeszłej kadencji przez dwa lata leżał projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt autorstwa Zespołu Przyjaciół Zwierząt, wniesiony przez ówczesnego przewodniczącego zespołu posła Pawła Suskiego (PO). I niemal identyczny projekt PiS, pod którym podpisał się Jarosław Kaczyński. – Projekt PiS okrojono, a naszemu nawet nie nadano numeru druku – mówi Suski. – W rezultacie żaden nie był procedowany. Zbliżały się wybory i PiS się wystraszył.
Dlaczego? Bo poza kwestią schronisk chcieli uregulować inne sprawy, zakazać cyrków ze zwierzętami, trzymania psów na łańcuchach i – co ostatecznie przesądziło o klęsce nowelizacji – hodowli zwierząt na futra. – Chcieliśmy robić rewolucję i zmieniać wszystko – mówi posłanka Katarzyna Piekarska (PO), obecna przewodnicząca Zespołu Przyjaciół Zwierząt, która wróciła do Sejmu po długiej przerwie. – Dlatego uważam, że trzeba próbować małymi krokami.
Na pierwszy ogień złożyła projekt dotyczący cyrków i psów służbowych na emeryturze. I próbuje też nakłonić ministra Ardanowskiego do zmiany rozporządzenia w sprawie schronisk: obowiązkowe czipowanie i szczepienia na choroby zakaźne, nie tylko na wściekliznę.