W majowy wieczór młody stolarz spod Żywca Radosław P. spokojnie surfował po sieci, gdy w okienku Messengera wyskoczyło mu pytanie: „Skąd takie atrakcyjne promocje?”. Jako żywo Radosław nie oferował niczego w promocji, poprosił więc o wyjaśnienia. W odpowiedzi przeczytał, że przecież figuruje w internecie jako sprzedawca ogrodowych basenów.
Coraz bardziej zdziwiony sprawdził to. Strona z basenami rzeczywiście istniała, podano na niej jego dane, tyle że konto bankowe było cudze. Stolarz znalazł też o sobie negatywne opinie w sieci: „Nie odbierają telefonu, a na maile przestają odpisywać po otrzymaniu przelewu. Zgłaszam sprawę na policję”.
Nazajutrz Radosław sam udał się na komisariat i powiadomił, że oszuści skorzystali z jego danych, dostępnych w bazie ewidencji działalności gospodarczej. Niebawem do stolarza zaczęli pisać poszkodowani i domagali się zwrotu pieniędzy. Kilku pojawiło się nawet osobiście. – Atmosfera była nerwowa, ale do żadnych rękoczynów nie doszło. Przyjezdni rozglądali się po podwórku, bo mam tutaj magazyn i może myśleli, że w nim trzymam te skradzione baseny. Cierpliwie wyjaśniałem sytuację – opowiada Radosław. Niebawem stolarz otrzymał pierwsze wezwania do zapłaty i zrozumiał, że musi poprosić o pomoc adwokata.
Jakiś czas potem Joanna Winko z Łomży chciała kupić meble ogrodowe. Uważnie obejrzała witrynę wirtualnego sklepu, potem sprawdziła w KRS; siedzibę mieli w województwie śląskim. Postanowiła, że dla pewności zadzwoni i porozmawia z żywym człowiekiem. Ale sklep był już zamknięty i musiała przełożyć rozmowę na następny dzień. Przy kolacji mąż zasugerował, że skoro pisali, że mają ostatnie sztuki, to może je ktoś wykupi, bo cena korzystna, upusty aż 50 proc. Więc szybko zrobiła przelew.