Setna rocznica Bitwy Warszawskiej przyszła znienacka i okazała się zaskoczeniem dla ministra obrony, który obiecał postawić na tę okoliczność muzeum. Ostatecznie projekt trzeba było dopasować do realiów i 3 sierpnia 2020 r. udało się postawić jedynie tablicę z wizualizacją i napisem: „Tu powstaje muzeum Bitwy Warszawskiej”.
Delikatne zadanie poinformowania opinii publicznej, że muzeum nie powstanie na okrągłą rocznicę, wziął na siebie minister Mariusz Błaszczak. Scenografię do jego wystąpienia utworzono z trzech koparek i podobnej liczby ciężarówek do wywożenia tego, co koparki ukopią. Minister smutną wiadomość przekazał w trybie afirmatywnym, czyli nie skupiając się na drobiazgu, że muzeum nie ma. A podkreślając, że będzie. Pewnie uznał, że bez sensu byłoby koncentrować się na porażkach, kiedy stoi się na miejscu największej polskiej wiktorii. Na wszelki wypadek nie zaproszono jednak dziennikarzy z mediów nienarodowych, którzy mogliby zepsuć atmosferę głupimi pytaniami w stylu: co się stało, że minister nie dotrzymał słowa. A było to tak.
Bitwa pod Ossowem w liczących ponad 1400 stron meldunkach operacyjnych z dni 13–28 sierpnia 1920 r. stanowi zaledwie skromny epizod. W I tomie meldunków nazwa Ossów pojawia się osiem razy. Pobliski Radzymin 55, z czego kilkakrotnie poświęcono mu kilka stron. Jednak to Ossów zyskał sobie sławę, bo tutaj Polakom po raz pierwszy udało się przejść do ofensywy. Nie była to bitwa przechylająca szalę zwycięstwa. Bardziej heroiczna potyczka, której symbolem stała się śmierć kapelana Ignacego Skorupki, który do boju poszedł w stule i z krzyżem w ręku. Gest na tyle mocny, że zatarł nazwisko prowadzącego ten atak ppor. Mieczysława Słowikowskiego. I na tyle symboliczny, że Ossów z błogosławieństwem Kościoła od pierwszych lat po wojnie z bolszewikami stał się symbolem sierpniowej batalii.