W gorący sierpniowy dzień ciężarówka fundacji Pro-Prawo do Życia, przez niektórych nazywana homofobusem, jak co dzień spokojnie przemierzała Warszawę. Wielokrotnie już blokowana, podawana do sądu, fotografowana i zwalczana na rozmaite sposoby nieustraszenie gnała przed siebie, by donośnie uświadamiać przez megafon o szkodliwym wpływie lobby LGBT na życie polskich dzieci.
Wtem – nietypowy widok. Ludzie aż przystanęli. Bo tuż za nią niespodziewanie pojawiła się druga ciężarówka. Z wyglądu bliźniacza – napisy na plandece, podobne gabaryty – i podobnie jak pierwsza, również zaczęła przemawiać, ale jakoś inaczej.