Badania wskazują, że w ciągu miesiąca poprzedzającego samobójstwo do lekarza zgłasza się 40–60 proc. osób cierpiących psychicznie. Tam, gdzie opieka psychiatryczna jest słabo rozwinięta, większość z nich trafia nie do specjalisty, a do lekarza pierwszego kontaktu. Który, niewyposażony w odpowiednie umiejętności, nie wykrywa, że ma kontakt z człowiekiem w poważnym kryzysie – jak w wielu przypadkach, kiedy depresja jest maskowana, a pacjenci zgłaszają tylko dolegliwości fizyczne. Tak jest właśnie w Polsce.
0,16 psychiatry na 10 tys. dzieci
Do czterech miesięcy trzeba dziś czekać na wizytę u psychiatry w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. W Polsce pracuje ich 4 tys., a 1,6 mln Polaków leczy się psychiatrycznie. W Szwecji jest 231 lekarzy tej specjalności na milion osób, w sąsiedniej Litwie – 225, w Niemczech – 223, a w Polsce tylko 90. Jeśli przyjrzeć się psychiatrii dziecięcej, jest jeszcze gorzej: aktywnych zawodowo jest 419 specjalistów (jedna trzecia zbliża się do sześćdziesiątki), a liczbę nastolatków potrzebujących opieki psychologiczno-psychiatrycznej szacuje się na 630 tys.
Dochodzi do tego nierównomierny dostęp do psychiatrów dzieci i młodzieży. Najmniej lekarzy przypadających na 10 tys. małoletnich jest w Lubuskiem – dokładnie 0,16 psychiatry, a najwięcej w województwie łódzkim – 0,79. Mamy tylko 40 oddziałów psychiatrycznych dla nieletnich w całym kraju. Na Podlasiu – żadnego. Trzeba jechać do Warszawy.
Sto razy więcej prób niż samobójstw
Ale w stolicy nie jest dużo lepiej. Oddziały psychiatryczne są obłożone w całym kraju do ok.