Wobec Dariusza Piontkowskiego nauczyciele, przytłoczeni przegranym strajkiem, mieli oczekiwania na poziomie zero. Wszystko, co wykraczałoby ponad zero, zostałoby przyjęte z radością. Niestety minister nie dał powodów do radości. Zerowej poprzeczki nie przeskoczył. Poziom działania MEN to było dno, a jego szef był płaski jak zdarta płyta. Choć świat szalał z niepewności, minister nie wykazywał żadnych emocji. Może wierzył, że tylko spokój nas uratuje?
Dariusz Piontkowski wykazał się zerową inicjatywą, zwlekając w nieskończoność z podjęciem decyzji, co zrobić w czasie lockdownu z egzaminem dla ósmoklasistów oraz maturą. Długo nie było wiadomo, czy odbędą się w terminie, a gdy w końcu stało się jasne, że nie, o ustalenie nowego terminu trzeba było MEN błagać. Niechże wreszcie minister coś postanowi – wołali nauczyciele, uczniowie, rodzice. Piontkowski zachowywał się tak, jakby wymagano od niego za dużo. Nowe terminy egzaminów? A nie może wskazać ich ktoś inny? Zapytajcie dyrektora CKE. Zero decyzji. Zero.
Kto rządzi oświatą?
Ktoś musiał ministra wyręczyć w podjęciu tej decyzji, gdyż w końcu terminy egzaminów zostały ustalone. Uff! Dariusz Piontkowski mógł odpocząć. I odpoczywałby pewnie całe wakacje, ale nauczyciele chcieli wiedzieć, jak ma wyglądać edukacja po 1 września. Ci okropni nauczyciele zawsze czegoś chcą. A nie mogą sami zadecydować? Tym razem decyzji trzeba było podjąć mnóstwo. Maseczki? Tak czy nie? Tylko na korytarzu czy także w salach lekcyjnych? Lekcje 45-minutowe czy krótsze? Podstawa programowa w wersji pełnej czy okrojonej? Procedury egzaminacyjne po staremu czy będą nowe wytyczne?