Społeczeństwo

Powieści z trupem, czyli dlaczego tak lubimy kryminały

„Można przypuszczać, że kryminały, zwłaszcza te, które mają pozytywne zakończenie, zaspokajają zakorzenioną w nas głęboko potrzebę sprawiedliwości”. „Można przypuszczać, że kryminały, zwłaszcza te, które mają pozytywne zakończenie, zaspokajają zakorzenioną w nas głęboko potrzebę sprawiedliwości”. Mirosław Gryń / Polityka
Rozmowa z prof. Anną Gemrą, literaturoznawczynią, jurorką Nagrody Wielkiego Kalibru na Międzynarodowym Festiwalu Kryminałów, o tym, dlaczego większość z nas lubi zbrodnie.
Anna Gemra Anna Gemra

Katarzyna Kaczorowska: – Zbrodnia doskonała – istnieje coś takiego?
Anna Gemra: – Herkules Poirot twierdzi, że taka zbrodnia nie istnieje, nawet jeśli na początku wydaje się inaczej. Po prostu każdy kontakt zostawia jakiś ślad. Zabójcy popełniają błędy, co pozwala powiązać ich z ofiarą. Jeśli jednak mamy do czynienia z psychopatą działającym pod wpływem impulsu, sprawa wygląda inaczej. W wielu wypadkach takiego zbrodniarza nic bliższego z ofiarą nie łączy. Ktoś zginął dlatego, że miał jasne włosy, ktoś – bo szedł w sposób, który nie spodobał się zabójcy. Jeśli do tego przestępstwo zostanie dokonane w miejscu, gdzie nie ma monitoringu, bez świadków, a morderca nikomu nic nie powie…

Można też skierować podejrzenia na niewinnego człowieka.
Oczywiście. Tak jest przecież w wielu powieściach Agathy Christie. W „Pani McGinty nie żyje” o zabójstwo tytułowej bohaterki zostaje oskarżony mężczyzna, który wynajmował u niej pokój. Wszystko wskazuje na niego, choć w jego winę nie wierzy nawet nadinspektor policji, który doprowadził do aresztowania. Dopiero Poirot odkrywa prawdziwego mordercę. Ten pochodzący z Belgii detektyw jest doskonałym, jak byśmy to dziś powiedzieli, profilerem, a tylko tacy są w stanie wpaść na trop zabójcy – w tym seryjnego, psychopatycznego – i ocalić niewinnych przed stryczkiem.

Profilerzy, seryjni zabójcy – to chyba amerykańska specjalność.
Europa też miała i ma swoich seryjnych zbrodniarzy. Dość przypomnieć słynną Elżbietę Batory, która podobno kąpała się we krwi zakatowanych dziewcząt, żeby zachować urodę, czy Gillesa de Rais, marszałka Francji, mordercę i gwałciciela dzieci. Ale nie trzeba sięgać aż tak daleko w przeszłość.

Polityka 52.2020 (3293) z dnia 20.12.2020; Społeczeństwo; s. 58
Reklama