Nie mów do mnie szmato
Nie mów do mnie szmato. Weteranka GROM o molestowaniu kobiet w mundurach
PAWEŁ RESZKA: – Co pani potrafi?
KATARZYNA KOZŁOWSKA: – Obsługuję każdy rodzaj broni, jestem skoczkiem spadochronowym, desantuję się ze śmigłowca na linie, przeszłam szkolenie paramedyczne i z łączności. Każdy w sekcji szturmowej musiał umieć zastąpić kolegę…
Kim pani była w sekcji szturmowej?
Pirotechnikiem.
Potrafi pani podłożyć bombę?
Potrafię skonstruować i podłożyć ładunek wybuchowy.
Zabić?
Uczono mnie tego.
Gen. Sławomir Petelicki, twórca GROM, mówił, że potrafi zabić ołówkiem.
To akurat może być łatwe i szybkie.
Do zabicia człowieka wystarczy więc to, co na stole, jakieś przedmioty wokoło?
W zupełności.
Ile kosztowało, żeby panią tak wyszkolić?
Dużo. Myślę, że sam roczny kurs kwalifikacyjny pochłonął około 2 mln zł. A mówimy o cenach sprzed 20 lat. Wyjaśnię to na przykładzie – do GROM przeszłam z policji. W policji też kończyłam kurs podstawowy i tam również uczono mnie m.in. strzelania. Na trening ogniowy wydano nam po sześć naboi. Pamiętam, z jakim dostojeństwem i celebrą kładziono nam je na rękę. Potem szło się na rubież otwarcia ognia. Strzelało się. Oczywiście ogniem pojedynczym…
A w GROM?
Na dzień dobry dostałam 1200 pocisków kalibru 9 mm i nie po to, żeby strzelać w niebo. Ważna była szybkość strzelania, celność i skupienie.
I jak już panią wyszkolili, to chciała pani jechać na misję bojową.
Marzyłam o tym. Bardzo.
To był Irak.
Wszystko nowe, inne, fascynujące. Ekstremalnie nowe i ekstremalnie ciekawe. Podobało mi się to. Ale najpierw musiałam o to zawalczyć.