Sławomir S., 45-letni Polak, od 16 lat mieszkał w Wielkiej Brytanii wraz z żoną i dziećmi. Ochrzczony katolik, co zdaniem najbliższych nie było dla niego aż tak istotne, bo do kościoła chodził raz w miesiącu, raczej z powodów kulturowych. Istotne było dla siostry, mieszkającej w Anglii, dla drugiej siostry i matki żyjących w Polsce, z którymi, jak ustalił brytyjski sąd, Sławomir S. utrzymywał sporadyczne kontakty.
6 listopada 2020 r. mężczyzna doznał w domu rozległego zawału serca, które podjęło pracę po trwającej ponad 45-minut reanimacji. Doszło do obumarcia kory mózgowej, odpowiadającej za świadomość człowieka. W szpitalu w Plymouth oceniono jego stan jako wegetatywny. W grudniu 2020 r. placówka wystąpiła do sądu o zgodę na odłączenie od aparatury wspomagającej funkcje życiowe. Z diagnozą zgodziły się dzieci Sławomira S. i jego żona. Ale nie zgodziły się matka, siostry i siostrzenica, wspierane przez Instytut Ordo Iuris.
Z części mediów można się było dowiedzieć, że głęboki katolicyzm Sławomira S. nie pozwalał na to, by umarł odłączony od aparatury, że należy go przewieźć do Polski i ratować. Rozpoczął się sądowo-dyplomatyczno-medialny spektakl. Na scenę wkroczył najpierw brytyjski wymiar sprawiedliwości, a w styczniu Kancelaria Prezydenta RP, Ordo Iuris, polskie Ministerstwo Sprawiedliwości, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Sąd Okręgowy w Warszawie.
Śmierć dyplomaty
22 stycznia 2021 r. ambasada polska w Wielkiej Brytanii wystąpiła do tamtejszych władz z wnioskiem o akredytację i przyznanie statusu dyplomatycznego mężczyźnie, który według ocen lekarzy nie miał świadomości tego, co się z nim dzieje ani w jakim stanie się znajduje. Następnego dnia wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł wystąpił do ministra sprawiedliwości Wielkiej Brytanii z wnioskiem o przekazanie pacjenta, który od władz Polski otrzymał paszport dyplomatyczny, do olsztyńskiej Kliniki Budzik.