JOANNA PODGÓRSKA: – W Polsce coraz popularniejsza staje się apostazja. Nie przeszło księdzu profesorowi przez myśl, by rozstać się z instytucją Kościoła?
ANDRZEJ KOBYLIŃSKI: – O formalnej apostazji nigdy nie myślałem, ale miałem w życiu kilka zakrętów, gdy zastanawiałem się nad sensem mojego dalszego trwania w Kościele jako osoba duchowna. Po raz pierwszy zderzyłem się z wielką górą lodową pod koniec lat 90. XX w., gdy po studiach doktoranckich, które odbywałem na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, wróciłem do Polski. W trakcie tych studiów miałem okazję wejść głębiej w życie Kościoła włoskiego czy niemieckiego. Pozytywnym szokiem poznawczym była dla mnie Wielka Brytania. Miałem moje pierwsze zastępstwo wakacyjne w angielskiej parafii w centrum Londynu. To był 1993 r. Dzięki mądrości i otwartości tamtejszego proboszcza, brytyjskiego dżentelmena w najlepszym wydaniu, przeszedłem prawdziwy chrzest bojowy. Przed swoim wyjazdem na urlop rozmawiał on ze mną kilka godzin, m.in. na temat wykorzystywania seksualnego osób nieletnich w Kościele. Chciał mnie ostrzec. To były proste komunikaty: nigdy nie zamykaj drzwi w zakrystii, gdy są tam dzieci, nie przygarniaj ich, nie dotykaj, nie głaszcz po głowie itp. Uświadomił mi też, jaka jest skala pedofilii w Kościele katolickim oraz w Kościele anglikańskim.
W Polsce wtedy nikomu do głowy nie przychodziło, że jest taki problem.
Dlatego mój powrót nazywam zderzeniem z górą lodową. Chciałem dzielić się wiedzą na temat pedofilii klerykalnej, jaką zdobyłem w Wielkiej Brytanii, Włoszech czy Niemczech. Do tego doszły jeszcze ważne informacje uzyskane w Watykanie, na szkoleniu prowadzonym m.in. przez ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary Josepha Ratzingera, gdzie był omawiany także problem pedofilii w Kościele oraz skłonności homoseksualnych kandydatów do kapłaństwa.