Społeczeństwo

Sprawa ks. Wierzbickiego jak papierek lakmusowy

Prof. Alfred Wierzbicki, wykładowca Katedry Etyki Wydziału Filozofii KUL Prof. Alfred Wierzbicki, wykładowca Katedry Etyki Wydziału Filozofii KUL Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Ciągnąca się już ponad pół roku sprawa ks. Alfreda Wierzbickiego pokazuje, jakie nastroje panują dziś w polskim Kościele i jaka jest jego psychiczna kondycja.

Kościół katolicki nie jest i nigdy nie był jednolity i jednozgodny. Mimo że formalnie jest strukturą hierarchiczną i zarządzaną autorytarnie, nie brakowało i nie brakuje w nim tarć, sporów, rywalizacji i konfliktów. Rzadko się jednak zdarza, aby toczyły się one na oczach publiczności, a osoby dramatu wypowiadały się w mediach.

Sprawa ks. prof. Alfreda Wierzbickiego z KUL jest wyjątkowa właśnie dlatego, że jest w wielu aspektach jawna. A stała się taka dlatego, że ks. Wierzbicki sam złamał kościelną zasadę dyskrecji i udziela wypowiedzi mediom, i to mediom generalnie „wrażym”, a w każdym razie niekatolickim. Jeśli ksiądz z KUL mówi o swojej uczelni per „pracodawca” i wygłasza w liberalnym Radiu TOK FM zdanie: „pracodawca chce mnie ustrzelić”, to z pewnością oznacza to nową jakość, gdy chodzi o „pragmatykę” i „dynamikę” wewnątrzkościelnych konfliktów. Takiego języka dotąd nie było.

Zarzuty dla niepokornego księdza

Zmianę tę można przypisać z jednej strony rewolucji medialnej, w wyniku której w zasadzie wszystko, co dzieje się w przestrzeni instytucjonalnej, przechodzi przez takie czy inne media, zaś publikowanym materiałom dla przyciągnięcia uwagi nadaje się ostrą formę, a z drugiej poważnemu rozprzężeniu w samym Kościele, do którego dociera już światowe tsunami afer pedofilskich. Rośnie nerwowość, a nawet lęk, bo przykłady wielkich katastrof Kościoła w poszczególnych krajach są spektakularne. KUL zawsze funkcjonował w logice oblężonej twierdzy i dziś, gdy los Kościoła jest naprawdę niepewny, każdy, kto pracując na KUL, wyłamuje się z tej logiki, traktowany jest przez „beton” jak zdrajca. Ciągnąca się już ponad pół roku sprawa Wierzbickiego pokazuje, jakie nastroje panują dziś w polskim Kościele i jaka jest jego psychiczna kondycja.

Trzeba sobie powiedzieć, że udzielenie przez ks. Wierzbickiego latem zeszłego roku poręczenia za aresztowaną z powodu uszkodzenia tzw. ciężarówki antyaborcyjnej Margot było zdarzeniem bezprecedensowym. Wprawdzie trudno uznać, aby przedstawiciel instytucji trwale i systemowo prześladującej osoby LGBT miał akurat moralne prawo występować w roli autorytetu broniącego osobę nieheteronormatywną przed szykanami, niemniej postępek Wierzbickiego był wyzwaniem rzuconym ortodoksji kościelnej, jeśli nie wręcz prowokacją. A ta nie mogła zostać bez odpowiedzi. Uruchomiono więc rzecznika dyscyplinarnego uczelni, który zaczął formułować rozmaite zarzuty. A to, że ks. prof. Wierzbicki wypowiada się niezgodnie ze stanowiskiem episkopatu dotyczącym osób LGBT (czyżby było to zakazane?), a to, że źle mówi o swoich kolegach i ich obraża, a to znów, że źle wykonuje akademickie obowiązki...

Ks. Wierzbicki chce walczyć

Ks. prof. Wierzbicki nie jest oczywiście jedynym umiarkowanym księdzem na KUL. Zawsze było ich tam przynajmniej kilku, jakkolwiek raczej się nie wychylali. Przez pewien czas, gdy kurią lubelską rządził liberalny i otwarty abp Józef Życiński (ordynariusz lubelski i kanclerz KUL w latach 1997–2011), oblicze KUL było wręcz łagodne. Również rektor ks. prof. Andrzej Szostek, kierujący uczelnią w latach 1998–2004, od dłuższego już czasu należy do frakcji gołębi, jeśli można tak powiedzieć. Jego odcięcie się przed kilkoma miesiącami od własnej uczelni i jednoznaczne poparcie Wierzbickiego pokazuje, jak ostry jest obecny konflikt. Są to bowiem rzeczy wręcz niesłychane, aby były rektor kościelnej uczelni rozstawał się z nią, i to z powodów etyczno-ideowych.

Zaangażowanie w spór z Wierzbickim znanego z zajadłości fundamentalisty z kręgu o. Tadeusza Rydzyka (powołanego przez rzecznika dyscyplinarnego jako biegły), a mianowicie ks. prof. Pawła Bortkiewicza, pokazuje, że twardogłowi z KUL nie zamierzają się cofnąć. Wierzbicki najpewniej zostanie upokorzony przez komisję dyscyplinarną – obecność Bortkiewicza, z którym Wierzbicki od lat jest skonfliktowany, pozwala przewidywać to z dużym prawdopodobieństwem. Jeśli ks. Wierzbicki zamierza być konsekwentny, to się odwoła, lecz w końcu musi przegrać. A wtedy czeka go rozstanie z KUL i zapewne miękkie lądowanie w jakimś miejscu, gdzie księży dysydentów przyjmuje się z otwartymi ramionami.

Księża idący drogą „nawrócenia”

Na razie Wierzbicki zamierza walczyć. Wziął adwokata, w związku z czym można się spodziewać, że procedura procesu karnego będzie przez komisję dyscyplinarną KUL ściśle przestrzegana, a w razie jakiegoś dotkliwego orzeczenia ks. Wierzbicki odwoła się do sądu. Pytanie tylko, czy do sądu kościelnego, czy świeckiego. A może tu i tu?

Będzie ciekawie. I choć nie mogę udawać przyjaciela KUL i Kościoła, to w jakiś sposób sympatyzuję z ks. Wierzbickim. Oczami wyobraźni widzę go przechodzącego podobną drogę „nawrócenia” co wielu inteligentnych i etycznych księży przed nim – ks. Węcławski, ks. Obirek, ks. Bartoś... W Polsce jest zresztą tak, że jeśli już raz zostaniesz księdzem, to twoja droga życiowa staje się bezpieczna i wygodna. Bo albo księdzem pozostajesz, dzięki czemu masz wikt i opierunek, nie licząc kilku innych korzyści, albo odchodzisz, a wtedy stajesz się prawie bohaterem. Krzywdy – tak czy inaczej – nie będzie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną