SANTIAGO: Urodziłem się w Argentynie, mieszkam w Polsce, mam 17 lat. O katastrofie klimatycznej dowiedziałem się w pierwszej klasie gimnazjum. Od kilku lat uczestniczę w protestach. Dojrzewało we mnie, że samo bycie na akcji to już jest za mało, że trzeba również budować ten ruch. Rozprawę mam za przyklejenie się do witryny sklepu.
Czytaj też: Napad na Polskę. Potrzebny nowy cud nad Wisłą
ELA: Jestem belfrem na emeryturze, z Torunia. Mam 70 lat. Uczyłam historii, wiedzy o społeczeństwie. Jestem w Exitinction Rebellion – co mówiłam swojemu synowi – także z poczucia winy. To moje pokolenie, powojenne, zachłysnąwszy się nowoczesnością, konsumpcją, nie myślało o konsekwencjach. Dostęp do naukowych informacji przeważył szalę. Rozprawę mam za zakłócanie ruchu drogowego.
KAROL: Gdyby dwa lata temu ktoś mi powiedział, że będę działał w ruchu związanym z kryzysem klimatu i bioróżnorodności, byłbym w szoku. Mam 26 lat, jestem studentem UW. Wracając ze strajku w innej sprawie, pod Sejmem zobaczyłem osoby siedzące na ulicy z transparentami z napisami: „Przepraszamy, ale wymieramy”. To mnie jakoś wzruszyło. Trzeba zatrzymać ludzi w ich biegu i krzyczeć, żeby coś z tym zrobić, bo jest źle.
AGNIESZKA: Mam 18 lat, mieszkam pod Warszawą. Długo miałam poczucie, że powinnam coś zrobić. Towarzyszył mi strach związany ze zmianami klimatu. Wrześniowa rebelia była pierwszym moim obywatelskim nieposłuszeństwem. Dołączyłam dzień wcześniej w miasteczku klimatycznym.