Skąd wychodzimy, do czego wrócimy
Jaki był ten rok szkolny i co czeka uczniów w kolejnym
Dobiega końca najtrudniejszy od dekad rok w polskich szkołach: wielomiesięcznej pandemii, nieprzewidywalności, izolacji, prób nauki i trwania w relacjach na odległość. Już po pierwszych tygodniach wymuszonej edukacji online, ubiegłej wiosny, przewidywano, że po tym doświadczeniu polska szkoła nie będzie taka sama – że musi się zmienić, unowocześnić, poprawić.
ONZ wydała rekomendacje dla państw – by skorzystać z okazji i przemyśleć cały system edukacji od nowa. Zalecono też „priorytetowe traktowanie edukacji w podejmowaniu decyzji finansowych”. Polskie władze nie dały uczniom, nauczycielom i dyrektorom realnego wsparcia, poza dorzuceniem pieniędzy na komputery i poprawę łączy. A jedyna zmiana, jaka autentycznie interesuje obecnego ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, to przekształcenie całej oświaty w ogólnokrajowy obóz reedukacyjny. Zapowiedzi ideologicznego wzmożenia szef MEiN formułuje co kilka dni – a to ogłasza przegląd treści podręczników, a to planuje dodatkowe lekcje z historii Polski i obowiązkową religię lub etykę (czyli w praktyce polskich szkół: religię). W ostatnich tygodniach okazało się, że nadani przez rząd kuratorzy oświaty mają zyskać realnie nieograniczoną władzę odwoływania i powoływania dyrektorów szkół, z myślą o których tworzone są też nowe przepisy karne.
Ale szkoła to także wyzwania z innego obszaru niż centralizacja i ideologizacja. Nadzieja na oddolną zmianę szkół w ostatnich tygodniach odżyła za sprawą powrotu do stacjonarnej nauki. Według danych UNESCO polscy uczniowie byli wśród tych, którzy w pandemii byli najdłużej trzymani w zamknięciu. Uczyli się zdalnie przez 43 tygodnie (w Europie szkoły zamknięto na dłużej tylko w pięciu krajach). Po pierwszych nerwowych reakcjach na otwarcie, zapowiedziach sprawdzianów i rozliczeń, zaczęły pojawiać się głosy, że to spotkanie, niemal u progu wakacji, może być okazją, by w szkole poczuć się dobrze, być ze sobą, spróbować inaczej się uczyć.