Uczę w dwóch liceach. W pierwszej szkole uczniowie pytają, jak jest w drugiej. A w drugiej – jak jest w pierwszej. Pytają, ponieważ chcą się przenieść. Dłużej tu nie wytrzymają. „Może pójdę do pana drugiej szkoły?” – mówią. „Jak tam jest? Fajnie?”.
Nauki stacjonarnej było w tym roku tyle, co kot napłakał. Po długiej przerwie, kiedy to edukacja była prowadzona zdalnie, do szkoły wróciliśmy zaledwie na jeden miesiąc. Właściwie tylko na czerwiec. Każdy powinien wytrzymać. Niestety w trakcie lockdownu młodzież zrobiła się wymagająca i niecierpliwa. Nie chce zaciskać zębów i wytrzymywać. Chce, żeby w szkole było inaczej. Domaga się lepszego traktowania. Zresztą nie tylko młodzież tego chce.
Dyrektorki mają dość
W obydwu liceach dyrektorki postanowiły nie ubiegać się o kolejną kadencję. Pretekstem jest osiągnięcie wieku emerytalnego, ale to nigdy nie był powód, aby żegnać się z kierowniczym stanowiskiem. Po prostu obie mają dość. Na pewne rzeczy człowiek nie może sobie pozwalać, bo straci do siebie szacunek. A władza pomiata dyrektorami. Wymusza takie rzeczy, że włos się jeży. Niech ktoś nowy spróbuje, jak to jest być dyrektorem. Podobne nastroje panują w wielu placówkach. Dyrektorzy jedną nogą już są gdzie indziej, wolą bawić się z wnukiem, niż męczyć z kuratorem. Po wakacjach mogą nie wrócić.
W jednym liceum znalazł się nowy chętny w radzie pedagogicznej, a w drugim ludzie pukają się w głowę. Nie ma głupiego. Nikt nie chce. Namawialiśmy obecną wicedyrektorkę, ale kazała nam spadać. Nawet nie chce być zastępcą nowego dyrektora. Ma dość. Przecież na 100 proc. to będzie pisowiec. Jeśli nie prawdziwy, to przynajmniej udawany.