Najwięcej nerwów jest w kościele. Adam ani słowa po księdzu nie może powtórzyć. Emocje udzielają się też Brajanowi, siedmioletniemu synkowi młodej pary, gdy niesie rodzicom obrączki do ołtarza. Kevin, starszy syn, ładnie prezentuje się w garniturze. Ela płacze, gdy sąsiadka z ambony recytuje wiersz o ich miłości.
Para młoda na wesele dociera ostatnia, bo w aucie zacięły się biegi. „Jedź pan na jedynce”, mówi kierowcy. Przed salą balową Adama i Elę Wawrzyniaków witają tradycyjnie chlebem i solą. Goście krzyczą: „gorzko!”. Adam przenosi Elę przez próg, całuje. Potem wódka, jedzenie, taniec. Nerwy puszczają.
Krótko przed oczepinami do Eli dzwoni sąsiadka. Chodzi o dom Wawrzyniaków. Mówi: „Był wybuch. Nie macie ściany”.
Czytaj także: Młodzi wolą wolne związki
Dobytek
Do Sosnowa, sto kilometrów od Szczecina, Wawrzyniakowie sprowadzili się trzy lata temu. We wsi mieszka 70 osób, nikt złego słowa o nich nie powie. Mili, uczynni, spokojni.
Sąsiad pierwszy: Zawsze odpowiadali dzień dobry. Albo i pierwsi mówili. Służyli samochodem.
Sąsiad drugi: Z Adamem zawsze można było pogadać, piwo wypić. Nigdy pomocy nie odmówił. A to lampę w motorze wymienił, a to narzędzia pożyczył.
Sąsiad trzeci: Dobrzy, poczciwi ludzie. Niesprawiedliwie ich ta tragedia spotkała
Wzdłuż asfaltowej ulicy stoi kilkanaście domów i wielka kupa gruzu. Za policyjną taśmą, wśród cegieł, wala się kilka ciuchów, łyżwy, rolka, plakat z piłkarzami, pamiątka z pierwszej komunii. To gruzowisko Wawrzyniakowie będą spłacać do 2048 r.
Jest piątek, 25 czerwca. Krótko po 23 dzieci sąsiadów budzi huk.