„W dziwnym mieście, w którym nigdy deszcz nie padał i gdzie ratusz ulepiony jest z cynfolii, co dzień rano kolorowy kram rozkładał potargany stary handlarz parasoli” – Maria Koterbska nie miała zielonego pojęcia, że jej piosenka może być o kimś innym niż o starym potarganym handlarzu parasolek. Już „kolorowy kram” budzi podejrzenie. Kolorowy, czyli jaki? Czerwony kojarzy się z niechlubną przeszłością, biały sam w sobie jest znakiem zapytania, zielony przywołuje na myśl Zielonych, różowy – sami wiecie, brunatny – o zgrozo! Same parasolki przypominają czarną chmurę, która zawisła nad naszą ojczyzną kilka lat temu, przesłaniając świetlaną ideę pokazania kobietom, gdzie jest ich miejsce.
Dziwnym miastem z piosenki mogłaby np. być Pszczyna, gdzie w połowie czerwca, nad pachnącą latem ulicą Bankową, zawisło blisko 300 kolorowych parasolek. Pod nimi kafejki i knajpki rozgrzane gwarem spragnionego siebie tłumu: rozgadanego, roześmianego i kolorowego, niestety. Niebo z parasolek nad częścią starówki chroni i przed deszczem, i przed palącym słońcem, a przebijające się przez niego promienie dają niepowtarzalne efekty na trotuarze.
Czytaj też: Kraśnik już jest strefą wolną od homofobii? Nie tak prędko
Parasolki od Pszczyny po Portugalię
Nie wszystkim to się podoba. Po dwóch miesiącach intensywnego myślenia, co w wojsku nazywa się pracą myślową dowódcy drużyny, spod podniebnego parasolkowego dachu przebiła się konstatacja pisowskiego radnego Rafała Wróbla. „To inscenizacja tęczowej flagi pod przykrywką kolorowych parasoli” – zauważył na sesji Rady Miasta.