„W dziwnym mieście, w którym nigdy deszcz nie padał i gdzie ratusz ulepiony jest z cynfolii, co dzień rano kolorowy kram rozkładał potargany stary handlarz parasoli” – Maria Koterbska nie miała zielonego pojęcia, że jej piosenka może być o kimś innym niż o starym potarganym handlarzu parasolek. Już „kolorowy kram” budzi podejrzenie. Kolorowy, czyli jaki? Czerwony kojarzy się z niechlubną przeszłością, biały sam w sobie jest znakiem zapytania, zielony przywołuje na myśl Zielonych, różowy – sami wiecie, brunatny – o zgrozo! Same parasolki przypominają czarną chmurę, która zawisła nad naszą ojczyzną kilka lat temu, przesłaniając świetlaną ideę pokazania kobietom, gdzie jest ich miejsce.
Dziwnym miastem z piosenki mogłaby np. być Pszczyna, gdzie w połowie czerwca, nad pachnącą latem ulicą Bankową, zawisło blisko 300 kolorowych parasolek. Pod nimi kafejki i knajpki rozgrzane gwarem spragnionego siebie tłumu: rozgadanego, roześmianego i kolorowego, niestety. Niebo z parasolek nad częścią starówki chroni i przed deszczem, i przed palącym słońcem, a przebijające się przez niego promienie dają niepowtarzalne efekty na trotuarze.
Czytaj też: Kraśnik już jest strefą wolną od homofobii? Nie tak prędko
Parasolki od Pszczyny po Portugalię
Nie wszystkim to się podoba. Po dwóch miesiącach intensywnego myślenia, co w wojsku nazywa się pracą myślową dowódcy drużyny, spod podniebnego parasolkowego dachu przebiła się konstatacja pisowskiego radnego Rafała Wróbla. „To inscenizacja tęczowej flagi pod przykrywką kolorowych parasoli” – zauważył na sesji Rady Miasta. I zapytał, ile to kosztuje. „Bo miasto ma inne wydatki niż eksponowanie flagi LGBT”.
Wprawdzie kolorów nad ulicą Bankową jest o niebo więcej niż na boskiej tęczy i tej od LGBT – choć i tych barw nie brakuje nad wesołą pszczyńską ulicą – ale Wróblowi myśl do głowy przychodzi jednoznaczna. Jak żołnierzowi na przepustce, któremu wszystko z jednym się kojarzy.
W 2012 r. artystka Patrcia Cunha wymyśliła na doroczny festiwal sztuki w portugalskim miasteczku Agueda parasolkową inscenizację, którą nazwała Umbrella Sky Project. Entuzjastycznie uznano, że koncepcja łączy przyjemne z pożytecznym: ożywia intensywnymi barwami przestrzeń miejską, pobudza wyobraźnię, zaciekawia turystów, jest sposobem na artystyczną ekspresję i jednocześnie zapewnia zbawienny cień tym na dole.
No i w mig Umbrella Sky Project rozlał się po świecie, do tego w różnych kolorowych odmianach. Między innymi w Sanary-sur-Mer zawisły tylko różowe parasolki, białym niebem parasolkowa impresja rozkwitła w hotelu Ritz-Carlton w Bahrajnie, podobnie bożonarodzeniowa kompozycja w Metz, a w Beja (Portugalia) parasolki przybrały barwę i kształt słoneczników. Ten ostatni przypadek mógłby wydawać się absolutnie bezpieczny, podejrzewam jednak, że dedukcja radnego Wróbla poszłaby w kierunku Van Gogha i przywołałaby obcięte ucho. A jak wiadomo, kto sam z siebie pozbawia się narządu słuchu, wystawia się poza normę. Pozanormatywność nie uszłaby uwadze dociekliwego rajcy.
Czytaj też: Jak to się stało, że tęcza jest symbolem ruchu LGBTQ
Wróbel prawie jak Kałuża
Tymczasem Umbrella Sky Projekt ogarnia świat. Nieskończona ilość fantazji na niebie z parasolek pojawia się w USA. W Paryżu, w Village Royale, nad butikami prestiżowych marek na nieboskłonie zawisło ich 800 o intensywnych kolorach: pomarańczowym, różowym, żółtym, czerwonym, zielonym i niebieskim. W Polsce Umbrella Sky pojawiły się m.in. w bogobojnym Tarnowie i Połczynie-Zdroju. Bez aluzji, ale też zabrakło tam Wróbla, a z nim – czujności. Stąd uprasza się, aby sława radnego Wróbla dotarła na szczebel wojewódzkich władz PiS, krajowych, a może nawet do samego prezesa. Wysoko jeszcze wzleci radny, wysoko – może wyżej od słynnego Wojciecha Kałuży, wicemarszałka województwa śląskiego.
Na pytanie radnego Wróbla o sens inscenizacji tęczowej flagi i koszty przedsięwzięcia żachnął się burmistrz Pszczyny Dariusz Skrobel: „Z całym szacunkiem, ale myślałem, że jest pan poważnym radnym”.
Okazało się, że Urząd Miejski w Pszczynie zakupił 600 parasolek za kwotę 7859,70 zł. Nad ulicą Bankową rozwieszono 287 sztuk, a reszta to rezerwa, gdyby wiatry i burze uszkodziły tęczowe barwy eksponowane pod przykrywką parasolek. Łącznie z montażem lin i zawieszeniem Pszczyna zapłaciła 10 tys. zł!
Pomyślcie sami, nie posługując się pracą myślową radnego: czy za taką sumę można skutecznie rozpropagować idee LGBT w Pszczynie, na Śląsku, nie mówiąc już o kraju? No pomyślcie...
Czytaj też: „Jesteście żoną i żoną”. Nawet w Polsce
Polska to nie jest kolorowy kram
Miasteczko z piosenki pani Marii było straszliwie zajęte swoimi sprawami i lekceważyło asortyment starego potarganego handlarza. Kiedy zwinął swój kram i odszedł w inne, bardziej przyjazne dla siebie strony, z nieba spadł deszcz, bo kiedyś w końcu musiał spaść. Zaskoczeni mieszkańcy przystanęli i dostrzegli pustkę, która została po kolorowym kramie. Niektóre nasze dziwne miasteczka także mogą się zbudzić z ręką w nocniku.
PS Nie po raz pierwszy radny Wróbel próbuje zapędzić w kozi róg burmistrza Skrobola. Na jednej z sesji zapytał o obchody 40-lecia zespołu Jankowice. Cytuję za pszczyńskim portalem pless.pl: „Ja też tam byłem, byli moi rodzice, była moja teściowa, która jest wdową. (…) Pan tam był chyba nie jako osoba prywatna, tylko jako burmistrz Pszczyny. Padło z pana ust takie stwierdzenie, że coś pan o seksie grupowym mówił. (…) Chciałem tylko dopytać, o co panu chodziło?”. „Nie pamiętam, jeżeli coś takiego padło, to przepraszam” – odpowiedział Dariusz Skrobol. I tym samym wywinął się od postawienia na sesji rady miasta tego ważkiego tematu.
Czytaj też: PiS się nie cofnie. Małopolska utrzymuje uchwałę anty-LGBT