MARCIN KOŁODZIEJCZYK: 29 kwietnia 2021 r. Kraśnik uchylił własną uchwałę „anty-LGBT”. Trzy razy bezskutecznie rada miasta podchodziła do tego tematu, za czwartym się udało. To było jak cywilizacyjna wojna. Czuje pan, że wygrał tę wojnę?
CEZARY NIERADKO: Tak. Po drodze było dużo przegranych bitew, ale teraz wygrałem wojnę. I zarazem mam nadzieję, że to początek zmian na lepsze w Polsce. Bo skoro w Kraśniku, który był miastem memem i śmiano się z niego w skeczach kabaretowych, doszło do zmiany, to może dojść do niej wszędzie.
Gej, nie diabeł
Z danych Atlasu Nienawiści wynika, że ciągle mamy 94 gminy z uchwałami „anty-LGBT” i pięć takich jak Kraśnik, które się wycofały. Zwykle wycofują się z inicjatywy burmistrza, który w kuluarowy sposób wpływa na radnych. Dlaczego burmistrz Kraśnika Wojciech Wilk z PO czekał z tym aż dwa lata?
Mógł wpłynąć na radę od razu. Nawet na długo, zanim zaczęli obradować nad uchwałą „anty-LGBT”, bo ma swój klub i mógł rozmawiać z radnymi: słuchajcie, nie róbmy tego, bo to jest niezgodne z prawem, niezgodne z etyką, wykracza daleko poza kompetencje samorządu, a przede wszystkim piętnuje grupę mieszkańców. Cały czas zastanawiam się, dlaczego nie podjął takich kroków. Nasuwa się prosta odpowiedź – burmistrz jest bigotem i widocznie wprowadzenie uchwały „anty-LGBT” było mu politycznie na rękę. I to jest powód, dla którego – kiedy zacząłem domagać się uchylenia tej uchwały – nie rozmawiałem z burmistrzem, tylko poszedłem prosto na sesję rady miasta i powiedziałem, co o tym myślę.
I chcąc nie chcąc wszedł pan do historii polskiej samorządności.