Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Duda wszczyna wojnę ideową. Karta Rodziny punkt po punkcie

Andrzej Duda Andrzej Duda Jakub Szymczuk / Kancelaria Prezydenta RP
Deklaracja ideowa Dudy zasługuje na miano Konstytucji dla Rodziny Polskiej i będzie stanowić – w razie jego wygranej – moralny fundament życia publicznego w naszej ojczyźnie.

Oj, dudzi nam prezydent, dudzi jak z ONR urwany. Dudzi przeciwko LGBT, bo w naszych czasach „syjonizm” już nikogo nie bierze, a uchodźców siejących zarazę chwilowo brak. W środku epidemii pakowanie miliardów w kopanie rowów paranoi na Mierzei Wiślanej mało kogo cieszy, więc może gnom Gej z wiedźmą Lesbijką zdołają jakoś ruszyć podlaską i podkarpacką wieś, aby poszła na wybory i zagłosowała jak należy?

Nowy rozdział w życiu polskich rodzin

Nic nowego. Jak nie ma pomysłu na kampanię, to trzeba sięgnąć do gotowych, sprawdzonych wzorców – straszyć, podburzać, mobilizować przeciwko wspólnemu wrogowi, czającemu się za plecami politycznej konkurencji. A kto tam się skrada w pół zgięty za Trzaskowskim, Budką i Nowacką? Ano właśnie gej w różowych lateksach, który myśli tylko o tym, jak zaadoptować i zsodomizować polskie dziecko, a następnie przejąć władzę nad światem. A kto nas przed Antychrystem i obrzydliwością jego ochroni? Prezydent Duda! Przez Jarosława namaszczony i biskupów zaaprobowany, przez Pana Boga na stolcu prezydenckim dla wiernej Polski umyślony. Proste i genialne. No, w każdym razie proste. By nie powiedzieć: prostackie. I chyba o to chodzi.

No właśnie. W środę 10 czerwca rozpoczął się nowy rozdział w życiu polskich rodzin. Prezydent-kandydat Andrzej Duda podpisał w Warszawie wiekopomny dokument – Kartę Rodziny. To coś więcej niż spis obietnic wyborczych. Ta fundamentalna, by nie rzec: fundamentalistyczna deklaracja ideowa (bo przecież nie „ideologiczna”) zasługuje na miano Konstytucji dla Rodziny Polskiej i z pewnością będzie stanowić – w razie wygranej Andrzeja Dudy – moralny fundament życia publicznego w naszej ojczyźnie. W każdym razie dla osób z dobrze ukształtowanymi sumieniami, szanujących tradycję i niewstydzących się tego, co prawdziwie polskie.

Czytaj też: „Hatakumby”, czyli niedorzeczności wokół wyborów

Niestety, są i tacy, których sumienia nie zostały ożywione Duchem Świętym i wciąż domagają się, aby wszyscy ludzie mogli żyć i kochać tak, jak tego pragną, ciesząc się takimi samymi prawami i szacunkiem w sferze publicznej bez względu na preferencje, potrzeby i tożsamość. Takich ludzi jest bardzo wielu również wśród dziennikarzy i publicystów, przeto nie należy się dziwić, że niniejszy artykuł będzie względem Karty Rodziny bardzo krytyczny. Nie inaczej, niestety, było w przypadku licznych dziennikarzy zagranicznych. W internecie można znaleźć wiele artykułów w różnych językach z wielką dezaprobatą mówiących o tym spektakularnym elemencie kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, a ściślej – o ataku na osoby nieheteronormatywne (LGBT), stanowiącym nerw Karty Rodziny i poświęconych jej wystąpień prezydenta. Polska poniosła kolejne straty wizerunkowe i polityczne. Nic to – ważne, że zyska na tym „polska rodzina”, na czele z ojcem wszystkich Polaków: Jarosławem.

Czytaj też: Paździerzowa propaganda PiS

Trochę od Ordo Iuris, trochę od lewicy

Swoją drogą to dziwne, że tak ważny dokument jak na razie nie został opublikowany na oficjalnej stronie kandydata Dudy. Właściwie można go znaleźć głównie na Twitterze i Facebooku. Jest to więc do pewnego stopnia dokument widmo. Może ma się stać sieciowym wiralem? Zobaczymy. A co tam stoi napisane? W zasadzie to samo co w Karcie Praw Rodziny organizacji katolickiej Ordo Iuris, tyle że bardziej po imieniu nazwane. Przede wszystkim znajdujemy tam gwarancje zachowania świadczeń socjalnych wprowadzonych przez rząd PiS oraz obietnice nowych, w tym bonu wakacyjnego w wysokości 500 zł na każde dziecko. Wielce stosowna i roztropna propozycja na czas recesji, szczególnie dla tych, których nie stać na posiadanie dzieci, i tych, którzy wspierają finansowo studiujące córki i synów.

Jednak na rozdawniczym populizmie socjalna część deklaracji Dudy się nie kończy. Ostatnie fragmenty są jakby żywcem wyjęte z programów lewicy. Można im tylko przyklasnąć i cieszyć się, że nawet PiS czegoś się uczy. Odnotujmy więc „eseldowskie” obietnice Dudy czy kto tam pisze mu „kwity”: wyższe i nieuchronne kary za przemoc w rodzinie; programy walki z uzależnieniami nieletnich; wzmocnienie ochrony dzieci przed pornografią; wsparcie aktywności zawodowej matek; wzmocnienie ochrony prawnej i materialnej matek samotnie wychowujących dzieci; reforma funduszu alimentacyjnego. Ponadto mamy coś dla starszych: zachowanie obniżonego wieku emerytalnego, 13. emerytura, darmowe leki i inne świadczenia dla osób powyżej 75. roku życia, a nawet „wsparcie dla dziadków pomagających rodzicom w wychowaniu i opiece nad dziećmi”. To ostatnie brzmi nieco tajemniczo i pachnie zaproszeniem do nadużyć, a za to przywileje dla kobiet samotnie wychowujących dzieci (bardzo słuszne) zdecydowanie zniechęcają do brania ślubu i tworzenia zbożnych, katolickich rodzin. Zostawmy to jednak sumieniu Pana Prezydenta i opinii jego duchowych przewodników z Torunia i Częstochowy.

Czytaj też: Życie pod żyrandolem – pięć lat Dudów w Pałacu

Karta Rodziny, czyli tonący brzydko się chwyta

Bo jednak to nie pieniądze i zapożyczenia z programu socjaldemokracji stanowią o wielkiej wadze Karty Rodziny i nie o szczodrości Dudy rozpisują się zagraniczne media. Chodzi o rozdział, w którym po małym preludium, gdzie stwierdza się „brak zgody na adopcję dzieci przez pary homoseksualne”, ogłasza się wszem wobec oraz deklaruje (cytuję całość – dodając numery kolejnych punktów – bo dokumencik niezbyt obszerny):

  1. Zakaz propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych
  2. Prawo rodziców do decydowania, w jakim duchu będą kształcić swoje dzieci
  3. To przede wszystkim rodzice są odpowiedzialni za edukację seksualną swoich dzieci
  4. Decydujący wpływ rodziców na formę i treść zajęć dodatkowych w szkołach i przedszkolach
  5. Ułatwienia dla rodziców, którzy chcą prowadzić edukację domową.

Daniel Passent: Partacze z Nowogrodzkiej

No tak, tonący brzydko się chwyta... Łapie co bądź – niech by i przemoc w rodzinie, protekcjonalnie lekceważoną do tej pory, niech by i „trans” albo „bi”. Wstrętne to i dziwaczne, a w dodatku dzieci im się chce. Można ich w pedofilię hurtem wrobić i panom biskupom przysługę tym wyrządzić. A oni tego nie zapomną i chętnie się odpłacą dobrym słowem. No dobrze, ale bądźmy przez chwilę poważni. W końcu to prezydent RP przemówił do narodu. Skomentujmy punkt po punkcie.

Dudy Karta Rodziny punkt po punkcie

Ad. 1. W instytucjach publicznych, a więc np. w szkole, nie będzie już wolno mówić, że wszyscy ludzie mają prawo do miłości i intymności, a wytykanie palcami osób o odmiennej niż większość orientacji seksualnej jest krzywdzące i złe. Za to nadal będzie można mówić (i brać za to rządowe pensje!), że homoseksualność jest nieładem moralnym, a miłość fizyczna między osobami tej samej płci jest grzechem. Ba, będzie można nadal wmawiać dzieciom, że kiedyś wszystkie ludy Ziemi porzucą swoje błędne religie i kultury, by ukorzyć się przed Jezusem Chrystusem, a po śmierci wstaną z grobów na sąd, po którym wierni pójdą do nieba, a niewierni do piekła. To nie jest żadna ideologia (tylko prawda, i to prawda objawiona), a jej krzewienie warte jest wszystkich pieniędzy.

Czytaj też: Strefy bez LGBT czy bez nienawiści?

Ad. 2. Rodzice mają prawo do tego, żeby chronić swoje dzieci przed epatowaniem ich tak wstrętnymi ideami jak równość, wrażliwość na dyskryminację i wykluczenie, jak akceptacja dla inności, a nie mają prawa chronić ich przed klerykalnym nacjonalizmem i propagandą historyczną, które dominują w publicznym szkolnictwie?

Ad. 3. Owszem, to przede wszystkim na rodzicach spoczywa obowiązek wychowania seksualnego, lecz nie znaczy to, że szkoła nie powinna w tym pomagać. Tym bardziej że w tej samej szkole, na katechezach, w kościele i podczas nauk do pierwszej komunii słyszą okropne i szkodliwe, a nawet obsceniczne rzeczy, służące zawstydzaniu i zastraszaniu. Kto ma chronić wrażliwość dzieci przed słownym molestowaniem ich przez księży, dopytujących o „nieczyste myśli” i „grzech onanizmu”, jeśli nie nauczyciele na lekcjach edukacji seksualnej? Kto ma uczyć dzieci, jak zachować się w sytuacji molestowania przez księży, rówieśników czy też innych „wujków”? Kto ma uczyć dzieci odpowiedzialności seksualnej i poważnego, dojrzałego stosunku do seksualności? Czy na pewno rodzice dostatecznie sobie z tym radzą? Monopol księży na uczenie dzieci o sprawach płci jest – zwłaszcza w kontekście pedofilii kleru – hańbą i dowodem bezprzykładnej ciemnoty instytucji państwowych.

Ad. 4. Nie daj Boże, aby dziecko jakiś bezbożnik uczył w szkole o wartościach polskiej konstytucji, takich jak równość, wolność i szacunek dla innych. Rodzice mogą powiedzieć „nie”. I, rzecz jasna, mają prawo głosu i decydowania w sprawach treści nauczania na takich nieobowiązkowych zajęciach jak lekcje religii, prawda?

Ad. 5. Edukacja domowa? Niech zgadnę. Czy chodzi o rodziców, którzy chcą uchronić swoje dzieci przed brutalną ideologizacją szkoły w duchu szowinizmu, klerykalizmu i reakcji, czy też może o rodziców, dla których szkoła publiczna jest jeszcze za mało bigoteryjna i fundamentalistyczna? Chyba się musi Pan Prezydent – jako przyjaciel prezydenta Xi i Instytutów Konfucjusza – zastanowić, czy bardziej kocha konfucjanizm, czy katolicyzm, bo jednego i drugiego jednocześnie to się nie da.

Czytaj też: Wygraliśmy konkurs na najbardziej homofobiczny kraj UE

Dzwoń, Rafale, w tej dzwonnicy!

Nad Kartą Rodziny wisi ponury cień religijnego fundamentalizmu. Pisany pod dyktando wyznawców neośredniowiecza oraz cynicznych piarowców tekst, z synkretycznymi wtrętami kultury liberalnej i lewicowej, zasługuje na miano postmodernistyczego bełkotu. Trudno o większą bezmyślność i nihilizm niż takie łączenie wszystkiego ze wszystkim, aby tylko osiągnąć retoryczny i mobilizujący efekt. Bez ładu, składu i bez żadnej godności – byle postraszyć, byle kupić. Postpolityka czystej wody. Inaczej mówiąc: bezwstyd.

Wszystko to straszne i smutne, lecz przecież – przyznajmy to – dające otuchę. Przecież jeśli kampania Dudy ma tak wyglądać, jak wygląda, a jej dokumenty będą tak słabe i smętne, jak słynny list Jarosława do członków i zwolenników PiS, a teraz Karta Dudy, to zwycięstwo demokratów zdaje się na wyciągnięcie ręki. Byleby tylko Rafał Trzaskowski pokazał się ludziom na prowincji we własnej osobie, dowodząc, że nie jest diabłem, lecz miłym i spokojnym człowiekiem, którego nie trzeba się bać. Wtedy uspokojeni mieszkańcy „bastionów PiS” odstawią widły do kąta i nie pójdą na wybory. Bo „polityka ich nie interesuje”. Ten straszny slogan, jakże popularny i uwodzicielski wśród naturalnej klienteli Kaczyńskiego i Dudy, brzmi dla nich jak pogrzebowy dzwon. Jeśli miałbym coś Trzaskowskiemu radzić, to właśnie to: dzwoń, Rafale, dzwoń w tej dzwonnicy!

Czytaj też: Efekt Trzaskowskiego

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną