Kraj

„Hatakumby”, czyli niedorzeczności wokół wyborów

Andrzej Duda podczas obchodów Dnia Weterana Działań Poza Granicami Państwa, 29 maja 2020 r. Andrzej Duda podczas obchodów Dnia Weterana Działań Poza Granicami Państwa, 29 maja 2020 r. Adam Chełstowski / Forum
Wygląda na to, że władza nie bez powodu nie publikuje uchwały PKW, bez czego nie da się ogłosić daty wyborów prezydenckich. Rozważmy różne scenariusze.

Słowo „hatakumba” jest twórczym wkładem p. Jakiego do leksyki języka polskiego. Nie dociekając, co rzeczony jegomość miał na myśli w tym akcie lingwistycznej inwencji, przyjmę, że hatakumby (liczba mnoga) to wysyp niedorzeczności, jedna hatakumba to pojedyncza niedorzeczność, hatakumbista to producent bzdur, a hatakumbowanie to ich produkcja.

Konstytucja według PiS

Pan Kaczyński mocą swego imperium wypływającego z roli zwykłego posła objawił, że: (a) „Ostatni możliwy termin wyborów prezydenckich to 28 czerwca”. To znaczy, że każdy późniejszy termin jest niemożliwy. Z drugiej strony oznajmił wcześniej: (b) „wybory powinny odbyć się 10 maja. Musimy przestrzegać konstytucji”. Łącząc oba zdania, dostajemy: (c) jeśli musimy przestrzegać konstytucji, to wybory powinny się odbyć 10 maja.

Transpozycja tego okresu warunkowego (po niewielkiej redakcji) daje: (d) jeśli wybory nie odbędą się 10 maja, to nie musimy przestrzegać konstytucji – zgoła nieoczekiwana opinia, zważywszy na ciągłe apele p. Kaczyńskiego o przestrzeganie ustawy zasadniczej. A ponieważ Zwykły Poseł umówił się z p. Gowinem, że wybory nie odbędą się 10 maja, znaczy to, że obaj uznali się za uprawnionych do nieprzestrzegania konstytucji.

Logiki nie da się przegadać. Uzasadnienie dla tezy (a) także płynie z wymogów konstytucyjnych. Jest zatem tak: (e) jeśli musimy przestrzegać konstytucji, „wybory nie mogą odbyć się później niż 28 czerwca”. Pojawia się jednak niepokojące pytanie: skoro niektórzy nie musieli przestrzegać ustawy zasadniczej przed 10 maja, dlaczego ma być inaczej w związku z 28 czerwca?

Cała ta hatakumba niedorzeczności w wykonaniu wodzirejów tzw. dobrej zmiany ma proste rozwiązanie. Termin 10 maja był konstytucyjnie dopuszczalny, podobnie jak 28 czerwca. To, co jest wymagane przez ustawę zasadniczą, to przeprowadzenie prezydenckiej elekcji w jednym z przewidzianych trybów, np. po opróżnieniu urzędu lub wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego. Można zrozumieć, że tzw. dobra zmiana nie chce wybrać tej drogi, ale prawienie, że jest ona niekonstytucyjna, stanowi zwyczajny absurd. Szczególnie zasłużony w takim hatakumbowaniu jest p. Dera, który ciągle gdera, że trzeba wybrać prezydenta zgodnie z prawem, nie ukrywając, o kogo biega.

Daniel Passent: Partacze z Nowogrodzkiej

Wybory: czerwiec czy później?

Sytuacja skomplikowała się przez uchwałę Państwowej Komisji Wyborczej z 10 maja. Gremium to ustaliło m.in.: „§ 1. Stwierdza się, że w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych na dzień 10 maja 2020 r. brak było możliwości głosowania na kandydatów. § 2. Fakt wskazany w § 1 równoważny jest w skutkach z przewidzianym w art. 293 § 3 ustawy z dnia 5 stycznia 2011 r. – Kodeks wyborczy brakiem możliwości głosowania ze względu na brak kandydatów. § 3. Uchwała podlega przekazaniu Marszałkowi Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, podaniu do publicznej wiadomości i ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej”.

Pomijając fikcyjność (kandydaci byli), zacytowana uchwała odsyła do art. 293 § 2 Kodeksu wyborczego: „Marszałek Sejmu ponownie zarządza wybory nie później niż w 14. dniu od dnia ogłoszenia uchwały Państwowej Komisji Wyborczej w Dzienniku Ustaw”. Na tej podstawie został obliczony termin 28 czerwca – jako ostatni, który uwzględnia możliwość drugiej tury i czas dla Sądu Najwyższego dla rozpatrzenia ewentualnych protestów wyborczych.

Czytaj też: Wybory 28 czerwca? PiS to policzył co do jednego dnia

W Senacie pojawił się wniosek opozycji (inicjatywa p. Michała Kamińskiego), aby wybory odbyły się po 6 sierpnia, czyli po zakończeniu kadencji p. Dudy. Nie znam dokładnej treści ani uzasadnienia. Z nieoficjalnych wypowiedzi wynika, że formułowane są trzy argumenty. Po pierwsze, że wybory w czerwcu byłyby niekonstytucyjne. Po drugie, że należy wprowadzić stan klęski żywiołowej, a po trzecie, że można skorzystać z faktu opróżnienia urzędu prezydenta, co jest automatycznym skutkiem upływu kadencji.

Zaczynając od końca: ustawa zasadnicza nie przewiduje opróżnienia urzędu w wyniku upływu kadencji (może jest to luka prawna, pomijam). Po drugie, tzw. dobra zmiana nie zamierza na razie wprowadzać stanu klęski żywiołowej, uważając go za niekonstytucyjny (kolejny przykład hatakumby). Po trzecie, nie bardzo wiadomo, na czym obecnie miałaby polegać niekonstytucyjność wyborów. Są więc powody, aby wniosek, o ile zostanie złożony, uznać za wielce wątpliwy. O ile wiadomo, opozycja, zwłaszcza Koalicja Obywatelska, traktuje przełożenie wyborów na „po 6 sierpnia” jako ewentualność, a nie konieczność. Tak czy inaczej, gwałtowny skok pandemii, zawsze możliwy, wbrew umiarkowanemu optymizmowi p. Szumowskiego i dużemu ze strony p. Dudy, który powiada, że główne ogniska zostały zduszone (niewykluczone, że jego „ryncami”), jest zawsze możliwy.

Podkast: Dlaczego Duda słabnie? W drugiej turze Trzaskowski czy Hołownia?

Tradycja niepublikowania aktów prawa

Niewątpliwy zamęt jest produkowany przez dobrozmieńców, a nie przez opozycję, jak utrzymuje p. Kaczyński. Z powodów bliżej nieznanych uchwała PKW nie została opublikowana. Pan Morawiecki, odpowiedzialny za druk „Dziennika Ustaw”, milczy – być może sądzi, że to przecież nie pakiety wyborcze, więc można poczekać.

Pomniejsi dobrozmieńcy tłumaczą, że nie wiedzą lub nie do nich to należy. Pan Duda nie grzmi, chociaż powinien, skoro jest strażnikiem konstytucji, przynajmniej nominalnie, a p. Dera, jego plenipotent, w tej sprawie akurat nie gdera. Pani Witek, osoba, która winna być zainteresowana rzeczoną publikacją, ponieważ od tego zależy ogłoszenie terminu wyborów, powiada tylko, że ogłosi datę natychmiast po publikacji uchwały PKW w „Dzienniku Ustaw”.

Czytaj też: Wybory, których nie było, czyli nic za 70 mln zł

Mamy więc już ponaddwutygodniowe opóźnienie. Nie wykonano obowiązku konstytucyjnego – uchwała została przekazana rządowi 11 maja. Być może Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym nawiązuje do praktyk stosowanych przez przezacne panie Becie, Szydło i Kempę, ale bardziej prawdopodobne jest to, że stosuje się do reguły, że chociaż zawsze musimy przestrzegać konstytucji, to w pewnych wypadkach możemy czynić wyjątki. Cóż z tego, że p. Morawiecki dopuścił się deliktu konstytucyjnego. Niektórzy uważają, że nie ma przepisów regulujących, kiedy akty normatywne mają być publikowane w oficjalnych publikatorach. Argument wątpliwy, gdyż ma miejsce praktyka w tym zakresie, a ponadto można stosować analogię z przypadkami, o których prawo wyraźnie stanowi, że publikacja ma być niezwłoczna.

Wygląda na to, że dobrozmieńcom o coś chodzi w związku z opóźnianiem opublikowania uchwały PKW. Pan Dworczyk (winien chyba zmienić nazwisko na Nadworczyk) ujawnił, że Kancelaria Prezesa Rady Ministrów prowadzi pewne analizy – potwierdził to sam p. Morawiecki. Wszelako określenie „pewne analizy” bez podania, co jest ich przedmiotem, znaczy tyle co „analizy x”, a więc jest wyrażeniem nieokreślonym.

Jerzy Baczyński: Co PiS robi za zasłoną

Trzaskowski tak winny, jak Sasin niewinny

Rąbka tajemnicy w sprawie „pewnych analiz” uchylił p. Czarnek, czołowy hatakumbista tzw. dobrej zmiany. Biorąc udział w dyskusji o odpowiedzialności za wydruk pakietów wyborczych, poinformował ludzkość, że być może zostaną wykorzystane w nadchodzących wyborach. Gdy dziennikarz zapytał go o sposób, odparł, że o tym zadecyduje PKW. Dziennikarz drążył, zauważając, że przecież zmieniły się nazwiska. Na to p. Czarnek odpalił szczerze, że przecież nie wiadomo, czy Trzaskowski wystartuje w wyborach, i niewykluczone, że wróci Kidawa-Błońska.

Bliżej sprecyzował swoje domniemanie w następujących słowach (komentarz do zbierania podpisów poparcia na rzecz Trzaskowskiego): „Przecież wszyscy wiemy, że to nie są żadne spontaniczne, oddolne akcje, ale od początku zaplanowane przez władze Platformy Obywatelskiej. Naturalnie ja dowodów na to nie mam. Mam po prostu takie przekonanie, myślę, że państwo macie takie same przekonania, a przekonania nam wolno mieć. Wątpię, żeby w całej Polsce odbywały się spontaniczne, oddolne akcje poparcia Rafała Trzaskowskiego”.

Czytaj też: Trzaskowski chce przejąć inicjatywę

Niedługo potem radni PiS z Pragi Południe (w Warszawie – to na wszelki wypadek, bo p. Jaki mógłby znowu pomylić Pragę w Czechach z dzielnicą stolicy Polski) złożyli wniosek do PKW o zbadanie dopuszczalności zbierania podpisów poparcia dla p. Trzaskowskiego w obecnym momencie oraz zapowiedzieli zgłoszenie do prokuratury tej sprawy w związku z popełnieniem przestępstwa przeciwko wyborom. Zapewne chodzi o art. 248.6: „kto dopuszcza się nadużycia w sporządzaniu list z podpisami obywateli zgłaszających kandydatów w wyborach lub inicjujących referendum, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Na moje wyczucie p. Trzaskowski i jego sztab są równie winni ewentualnego „nadużycia”, jak p. Sasin „niewinny” w wydatkowaniu 70 mln na druk pakietów wyborczych.

Czytaj też: Czy ktoś odpowie za nieprzeprowadzenie wyborów?

Muszę wyznać, że jestem pod dużym wrażeniem opowieści p. Czarnka, że nie ma dowodów, a tylko przekonanie. Jestem uspokojony tym, że wolno mieć (jeszcze?) przekonania. Znak zapytania w nawiasie bierze się stąd, że nie jest jasne, czy p. Czarnek swoją łaskawością obejmuje np. przekonania domagające się praw osób spod znaku LGBT.

Czytaj też: Czarnek. W imieniu PiS walczy o ustawę wyborczą

„Wykorzystamy wszystkie środki”

Teraz chyba wiadomo, o co biega analizom w rządowych agendach. Mówiąc wprost: o utrudnienie startu w wyborach prezydenckich p. Trzaskowskiemu, a może nawet o uniemożliwienie tego. Tzw. dobra zmiana zaczyna panikować z powodu wzrostu szans kandydata PO i spadku notowań p. Dudy. Znając rzetelność dobrozmieńców, można spodziewać się użycia przez nich rozmaitych środków dla wspomożenia ich „pomazańca”.

Najprostszym jest utrudnienie zbiórki podpisów poparcia. Pan Morawiecki z wrodzonym sobie poczuciem przyzwoitości wstrzymał publikację uchwały PKW, bo to skraca kalendarz wyborczy. Radni PiS z Pragi Południe robią aferę w nadziei, że to zakłóci przedwyborcze poczynania ich przeciwnika. Pan Kaczyński straszy: „Wybory będą przeprowadzone, jeżeli będą jakieś próby przeciwstawiania się temu, to będziemy wykorzystywali wszystkie środki, jakie przynależą państwu, po to, by prawo zostało wykonane”. Pan „Caryca” Suski, też rutynowany hatakumbista, zapytany, co znaczy „wszystkie”, odpowiedział: „wszystkie to znaczy wszystkie zgodne z prawem”.

Ciekawe, że podobnie gadali propagandziści stanu wojennego na przełomie lat 1981/1982, a było, jak było, bo zakres prawa był wtedy ustalany przez decydentów. Znając hatakumbistów, od razu zaznaczam, że odnotowuję podobieństwo propagandowe, a nie praktykę stosowania prawa.

Czytaj też: Trzaskowski wchodzi do gry. Co widać w sondażach?

Modlitwa o Sąd Najwyższy. I za Dudę

Inna możliwość to błyskawiczne wydanie przez jednostkę pod przewodem mgr Przyłębskiej orzeczenia, że prezydent Warszawy z mocy konstytucji nie może ubiegać się o urząd prezydenta państwa. Dalej: ponieważ p. Trzaskowskiemu sprzyjają duże miasta, a wybory korespondencyjne mogą znacząco ograniczyć frekwencję w ośrodkach wielkomiejskich, p. Szumowski nagle zarządzi, że tam mają być wybory tylko „kopertowe”. Wprawdzie jest fajnie, bo minister zdrowia wypłaszczył skalę i wierzchołek, a p. Duda zdusił ogniska, ale zakażeń wciąż przybywa po równo każdego dnia i niewykluczone, że to wystarczy, aby uznać, że wszystko się „odpłaszczyło” i „oddusiło”.

Czytaj też: Cztery warszawskie szpitale z ogniskami Covid-19

Może być tak, że wybory zostaną zakwestionowane przez Sąd Najwyższy. To oczywiście niewiadoma, ale kto wie, jak będzie. Pan Tomczyński, jeden z tzw. nowych sędziów SN, wyraził nadzieję, że sąd ten będzie oazą prawa i sprawiedliwości, ale niewykluczone, że miał na myśli niszę Prawa i Sprawiedliwości. A p. Stępkowski (nowy rzecznik SN – to chyba bonus za sprawne przeprowadzenie przewodu wyboru pierwszego prezesa tego organu) wyjaśnił: „Bardzo wiele osób modliło się w intencji pomyślnego przeprowadzenia wyborów przez Zgromadzenie Ogólne SN, czemu całkowicie poważnie przypisuję główną zasługę”. Nie ma przecież wątpliwości, że modlitwa o zwycięstwo p. Dudy będzie na tyle znaczna, że stanie się siłą sprawczą.

I wreszcie może być tak, że notowania p. Dudy „odpłaszczą się” w dół, a wtedy wprowadzi się stan klęski żywiołowej, i to najzupełniej konstytucyjnie, bo ustawa zasadnicza powinna być przestrzegana. Hatakumbowanie umożliwia parcianą dialektykę, jakby powiedział Zbigniew Herbert.

Ewa Siedlecka: Prezes SN, co się TSUE nie będzie kłaniać

Ma być hatakumba? To głosuj na Dudę

Czas na kolejną odsłonę humoru politycznego w wydaniu profesora fizyki p. Brody i p. Bukowskiego. Zaczynam od tego drugiego. Napisał tak: „Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie w pełni popiera zapowiedzianą przez posła Antoniego Macierewicza inicjatywę takiego znowelizowania ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, aby przedawnieniu nie uległy 1 sierpnia br. wszystkie zbrodnie komunistyczne poza morderstwami. Sprawiedliwość musi być”. Znakomity apel, bo wynika z niego (zresztą wbrew intencjom p. Macierewicza), że zbrodnie komunistyczne w postaci morderstw mają ulec przedawnieniu. Prawdziwa hatakumba logiczna.

Czytaj też: IPN na żerowisku. Szykują wielkie podwyżki

Jeśli chodzi o p. Brodę, wygląda na to, że nie doczekał zamachu majowego. Niezrażony dramatyzuje (rzecz dotyczy obyczaju podejmowania kolegialnych decyzji drogą uchwał): „Nie! Panie i Panowie, zdecydowanie nie! Może i był taki obyczaj, a ktoś go z premedytacją wprowadził. Pora więc, by ktoś mu się dzisiaj przyjrzał i rozpoznał w nim jedną z ważnych przyczyn dokuczliwego bezprawia, którym kastowi sędziowie i prawnicy wynurzeni z peerelowskich układów obdarowali Polaków na nieznośne trzy dekady. Ten obyczaj trzeba było jak najszybciej zmienić, by zagnieżdżona w SN nadzwyczajna kasta przestała być ośmiornicą duszącą w uścisku polski naród. Blisko dwa lata temu pisałem o konieczności delegalizacji Iustitii i innych stowarzyszeń sędziowskich. (...) To dzisiaj jest tak oczywiste i niezbędne, że powinno stać się powszechnym żądaniem. (...) Takie [dyscyplinarne] działania powinny być wreszcie uruchomione we wszystkich dziedzinach życia wspólnotowego. Na razie jest chorobliwa tolerancja, zagłaskiwanie, rozzuchwalanie anarchistów i demoralizująca bezkarność”.

Oczywiste oczywistości p. Brody robią wielkie wrażenie, prawie takie jak sławne „nic nas nie przekonana, że białe jest białe, a czarne jest czarne”. Może jednak p. Broda po prostu uogólnił zapowiedź Zwykłego Posła o podjęciu wszystkich środków pozostających w dyspozycji państwa.

Jakby nie było, głosuj na p. Dudę, jeśli chcesz, aby hatakumbowanie logiczne, moralne i prawne rządziło w Polsce przez kolejne lata.

Czytaj też: Czy można pokonać Andrzeja Dudę?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną