Ostatnia matura z Bogiem i ojczyzną? Oby. To się już zrobiło groźne i niesmaczne
Od kilku lat mamy absurdalną sytuację, że wymagania egzaminacyjne są znacznie mniejsze od podstawy programowej. Do matury trzeba się uczyć mniej niż do szkoły. Nauczyciele muszą bowiem realizować na lekcjach wszystko, także treści niewymagane na egzaminie. Młodzież całkiem słusznie uważa, że aby dobrze przygotować się do matury, trzeba rzadziej chodzić na zajęcia. W szkole uczą rzeczy zbędnych.
Maturę w wersji mniejszej od podstawy programowej wprowadziła ekipa Przemysława Czarnka, aby ograniczyć negatywne skutki pandemii i zdalnego nauczania. Zamiar był dobry, nie przewidziano jednak, że uczniowie przyzwyczają się do mniej wymagających egzaminów i będą chcieli, aby tak było zawsze: szkoła sobie, matura sobie. W tym roku taki rozbieżny egzamin odbędzie się po raz ostatni.
Szkoła i matura będą szły tą samą drogą
W 2025 i kolejnych latach matura ma być już pełna, oparta ściśle na podstawie programowej. Szkoła i matura będą szły tą samą drogą. Skończy się poczucie, że nauczyciel uczy rzeczy, które nie przydadzą się na egzaminie. Wcale jednak nie będzie on trudniejszy. Formalnie wymagania będą za rok inne, faktycznie nic się nie zmieni. Mniejsze wymagania zostaną, zmieni się tylko ich nazwa.
Wszystko przez to, że młodsze roczniki, które mają zdawać nieokrojoną wersję egzaminu, poczuły się oszukane. Wprawdzie pandemię i zdalne nauczanie przeżywały wcześniej – w podstawówce i pierwszej klasie szkoły średniej – jednak o wiele bardziej niż starsi koledzy odczuły inne zawirowania w oświacie, m.in.