Minister Adam Niedzielski kilkanaście dni temu mówił, że jeśli przy obecnym poziomie zgonów i wzrostach zachorowań wejdziemy w piątą falę epidemii koronawirusa, skończy się to katastrofą. Przypomnijmy: ostatnio w Polsce przybywa codziennie po 16–17 tys. zakażeń i 500–600 śmierci z powodu covid. Przypomnijmy też, że kilka tygodni temu ten sam minister Niedzielski mówił, że niekontrolowane otwarcie szkół w głównej mierze odpowiada za jesienne pogorszenie sytuacji epidemicznej, a połowa ognisk zakażeń to właśnie placówki oświatowe. Naprawdę trudno nie popaść w szok, a przynamniej w wątpliwość, czy pamięć ministra zdrowia na pewno dobrze działa? Czego rząd spodziewa się tym razem?
Covid-19. Rząd po prostu abdykuje
Gdyby komuś było mało, to w jeszcze głębszy stupor mogły wpędzić odbiorców słowa Adama Niedzielskiego z konferencji 5 stycznia, gdy z nieoczekiwaną brawurą stwierdził: „Nawet jeżeli dzieci trafią do szkół i dojdzie do eskalacji zakażeń, to potem są ferie. Będziemy mieli następną przerwę, która w naturalny sposób będzie powstrzymywała rozwój pandemii”. Doprawdy zdumiewająca beztroska jak na szefa resortu zdrowia w kraju, w którym przed chwilą pękały w szwach oddziały pediatryczne. Nie mówiąc o tym, że dzieciom w ferie przydałoby się raczej pojeździć na sankach czy łyżwach, niż siedzieć na kwarantannie lub w izolacji domowej.
Oczywiście mniej dziwi, że przedłużenia nauki online nie chce zdecydowana większość nauczycieli i rodziców (podejście wśród uczniów jest już mniej stanowcze).