Z komunikatu opublikowanego na YouTubie wynika, że Krzysztof Kononowicz – niegdyś ekscentryczny kandydat na prezydenta Białegostoku, a dziś postać internetowa, bohater kanału pod nazwą Mleczny Człowiek – może zakończyć działalność w sieci (albo: przestanie być tej sieci ofiarą, ale o tym zaraz). „Kanał Mleczny Człowiek stał się obiektem ataków hejterów, przez co jest zagrożony usunięciem przez zgłoszenia. Prawda jest taka, że historia kanału Mleczny Człowiek i tak miała już dobiec końca” – informują jego twórcy i dodają: „To były fajne 4 lata”. Czyżby?
Krzysztof Kononowicz, Mleczny Człowiek
Cała Polska poznała jego twarz, gdy 18 lat temu zaprezentował się w kampanii wyborczej. Jego klip opublikowała białostocka Telewizja Jard, a potem wszyscy zobaczyli go na YouTubie. To wtedy Kononowicz mówił słynne zdania: „żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było bandyctwa i żeby nie było niczego”; popełniając błędy językowe i gubiąc myśli, opowiadał o tym, „jak wszystko zlikwidować”. Stał się uosobieniem człowieka mema. Sprawiał wrażenie osoby wykorzystanej, która zaistniała publicznie mimo woli.
Urodzony w 1963 r. Kononowicz po zawodówce był kierowcą mechanikiem, sprzątał w urzędzie miasta i zajmował się gospodarstwem. Przeszedł służbę wojskową i wstąpił do „Solidarności”, od 1994 r. był bezrobotny. „Zaistniał” w kampanii 2006 r., kiedy do startu przekonali go ludzie Polskiej Partii Narodowej. Później interes zwietrzyli twórcy internetowi, którzy do domu Kononowicza weszli z kamerą. Nagrywali sceny z życia, prowokowali „śmieszne” wypowiedzi, ale też libacje, strach i przemoc. Kononowicz był potem oskarżany o przemoc wobec matki i znęcanie się nad zwierzętami. Był też na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym.
Filmy z Kononowiczem i kilkoma innymi „bohaterami” można bez trudu znaleźć na YouTubie, na samym kanale Mleczny Człowiek jest ich blisko 3 tys. Ich popularność stała się poważnym źródłem zysku. Twórcy kanału informują więc w tyleż niewinnym, co przewrotnym opisie: „Kanał poświęcony głównie życiu niedoszłego prezydenta miasta Białystok. Przygody nakręca telefonem redaktor »Jacuśko od psa Arona« na jego prośbę (…) Dziękujemy za oglądanie, dzięki monetyzacji kanału, stać nas by zakupić Krzysztofowi niezbędne leki, opłacić rachunki, nie dopuścić by chodził głodny, doglądać go codziennie. Bez Was, Krzysztof sobie nie poradzi, Dzięki, za każdą obejrzaną reklamę”. Oraz: „Filmy na kanale nie mają na celu obrażania kogokolwiek. Nagrywane spontanicznie lub według scenariusza. Chcemy Cię rozweselić”.
„Rozweselanie”, czyli patostreaming
Tego typu „rozweselanie” otrzymało kilka lat temu nazwę „patostreamingu”. Oznacza pokazywanie w internecie przemocy i wulgarnych treści w zamian za wpłaty (dla precyzji powiedzmy, że w przypadku Kononowicza nie był to streaming, czyli materiały na żywo, tylko nagrania); badania sprzed pięciu lat wskazały, że zjawisko najszybciej rozwijało się w Polsce. Niesie ono spore koszty społeczne: oswajanie przemocy, a właściwie zachęcanie do niej, zanik empatii. Sprawą zajęli się m.in. pracownicy urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich i organizacje społeczne. Nagłaśnianie problemu na razie nie prowadzi do większych sukcesów, bo spotyka się z oporem firm technologicznych, które nie mają interesu w ograniczaniu dochodowych treści.
Kononowiczem zainteresowała się w końcu także Elżbieta Jaworowicz w „Sprawie dla reportera”. Niespełna dwa lata temu poprowadziła dyskusję, z której wynika, że trudno nam w Polsce dobrze zrozumieć i wytłumaczyć wartość godności osoby ludzkiej; łatwiej natomiast uwierzyć, że wszystko jest na sprzedaż, i przekonywać do tego innych. Dlatego Kononowiczów jest i będzie więcej. Nawet jeśli ten jeden zamilknie.