Aneta Ożga najpierw przeczytała post na FB – byłego ucznia, który tak jak ona ma niepełnosprawne dziecko. I zobaczyła zdjęcia z wycieczki w góry z dzieckiem na specjalnym wózku. Aż poczuła ukłucie w środku. Napisała tylko: „Jak ja bym tak chciała”. Ale ten komentarz przeczytała Ania Gerus z Fundacji Ładne Historie i odpisała: „Zapraszamy!”. Aneta na to: „Nie mam wózka”. I znów dostała odpowiedź: „My mamy”.
Była połowa sierpnia 2020 r., kiedy pojechała z synem Pawłem na Polanę Bielawską. Na parkingu, tam gdzie była wyznaczona zbiórka, zobaczyła kilkanaścioro dzieci przekładanych do specjalnych wózków. I blisko setkę dorosłych. Ktoś podbiegł, zabrał wózek z Pawłem i zawołał: „Pani ma tu odpocząć”. I po raz pierwszy od 10 lat poczuła wokół siebie przestrzeń, którą straciła, kiedy okazało się, że Paweł wymaga specjalnej opieki. Zaczęła pytać, ile kosztuje taki wózek, którym można jechać z dzieckiem w góry.
– 10 tys.… Jestem samotną matką, nie mam takich pieniędzy, ale zaryzykowałam. Mam tylu znajomych, że ogłosiłam zrzutkę na wózek dla Pawła. W pięć dni uzbierałam 5 tys. Kolejne trzy dostałam z dofinansowania, sama dołożyłam dwa. W 20 dni udało mi się kupić ten wózek. Paczka przyszła w urodziny Pawła, 8 października… Jak myśmy oboje płakali ze szczęścia tamtego dnia – Aneta Ożga nie kryje, że dziecko z niepełnosprawnością zmienia człowieka. Łatwiej się wzrusza, co nie znaczy, że przestaje walczyć. Bo ona nie przestała. I dzięki tym wycieczkom w góry wyrwała się z domu. I z depresji.
Ładna historia
Na pomysł organizowania wycieczek w góry dla niepełnosprawnych dzieci i ich rodziców wpadł Daniel Gerus ze Świdnicy, sam zresztą niewyobrażający sobie życia bez gór.