Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Hospicja w kryzysie. „Rachunki rosną, pomoc od państwa nie”

Hospicjum dla dorosłych Hospicjum dla dorosłych Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta
Ostatnio dostałam rachunek za ogrzewanie – 14 tys. zł. Aż usiadłam. W budynku mamy miejsca dla 40 pacjentów i żadnego łóżka już tu nie wciśniemy – opowiada Anna Żebranowicz, dyrektorka Hospicjum Bonifratrów we Wrocławiu.

KATARZYNA KACZOROWSKA: Jest źle, bardzo źle czy tak jak zawsze?
ANNA ŻEBRANOWICZ: Rok temu jeszcze się bilansowałam. W tym roku mam problem. Usługi hospicjów stacjonarnych i domowych są świadczone na podstawie umowy z NFZ, który finansuje koszty pobytu pacjentów w placówce, a więc samo miejsce, ale też świadczenia wykonane ponad limit. Ale precyzyjnie rzecz ujmując, kontrakt wystarcza wyłącznie na pokrycie kosztów bieżącej, podstawowej działalności. Pensji personelu, wywozu śmieci, ogrzewania, energii elektrycznej, wody. Nie starcza już na modernizację oddziału, wymianę łóżek, szafek, wszelkich dodatkowych rzeczy, które powinny wchodzić w skład kompleksowej opieki. Ale jest jeszcze jeden problem.

Rachunki wzrosły ponaddwukrotnie

Jaki?
Ostatnio dostałam rachunek za ogrzewanie – 14 tys. zł. Aż usiadłam, bo do tej pory płaciłam 7 tys. miesięcznie. Rok temu wywiezienie kilograma odpadów medycznych kosztowało 4,20 zł. Dzisiaj 6,20 zł, co miesięcznie oznacza rachunek rzędu 6–7 tys. zł. I mówię o samych odpadach medycznych, bez śmieci komunalnych, liści zbieranych w naszym ogrodzie, papieru, plastiku, szkła. Kieruję wrocławskim hospicjum dla dorosłych od trzech lat, w budynku mamy miejsca dla 40 pacjentów i żadnego łóżka już tu nie wciśniemy. W sumie na całym Dolnym Śląsku mamy pod opieką 600 pacjentów, choć kontrakt z NFZ obejmuje 320–330. Te 560 osób to pacjenci w hospicjach domowych, do których jeżdżą nasi lekarze i pielęgniarki, a więc osoby w stanie paliatywnym z małych miasteczek i wiosek, które wróciły do siebie ze szpitali, ale lekarze domowi do nich nie przyjadą, bo jest covid i są teleporady.

Reklama