Jak się modlę, rozmawiam z Panem Bogiem, to dziękuję mu za to, że tutaj trafiłem 30 lat temu, bo nie byłbym księdzem w tym Kościele, gdybym widział to, co teraz wychodzi na światło dzienne. Ja bym ten Kościół opuścił – mówi ksiądz Czesław Marchewicz z zakonu zmartwychwstańców, przez przyjaciół zwany Kubą. – A tu jest taka swoista pustelnia, diaspora, nawet wobec mojego zgromadzenia zakonnego. Daleko od szosy.
Pustelnia szczególna, w której do obiadu zasiada razem blisko 60 osób – Burych Misiów z różnymi niepełnosprawnościami (zespół Downa, autyzm, dziecięce porażenie mózgowe, dysfunkcje społeczne) i Burych Niedźwiedzi, które misiom pomagają. To o tej enklawie mówił Donald Tusk podczas lipcowej konferencji prasowej, którą zainaugurował swój powrót do polityki krajowej. Krytykował wtedy Kościół przyklejony do władzy. Ale wspomniał też, że zna na Kaszubach miejsce, gdzie „z pewnością Pan Bóg jest obecny”.
POLITYKA opisała to miejsce – Osadę Burego Misia w Nowym Klinczu koło Kościerzyny – już ponad 20 lat temu, w cyklu „Na własne oczy” („Z życia burych misiów”). Wtedy żyło tu dziewięcioro Misiów i piątka Niedźwiedzi. Dziś jednych i drugich jest czterokrotnie więcej.
W poszukiwaniu ślebody
Nie można było nazwać tego jakoś poważniej – zastanawiał się któryś z zakonnych przełożonych ks. Marchewicza podczas wspólnego wyjazdu do Rzymu. Ks. Kuba w harcerstwie miał ksywkę Bury Niedźwiedź. W 1983 r. jako diakon i student teologii w Krakowie (studiował m.in. u ks. Tischnera) spotkał na Plantach 13-letniego Piotrusia z porażeniem mózgowym, poruszającego się na wózku.