Przez dziesięciolecia trwają puste i wilgotne, porastają bluszczem, mchem, korzeniami drzew i ciszą. Bywają też wykorzystywane do współczesnych, praktycznych celów – bez wiedzy o ich przeszłości. Umierają ludzie, którzy mogliby o nich opowiedzieć. Nikt nie pyta i pamięć niweluje się jak ziemia w lesie. Zostaje wgłębienie, ślad schodów i drzwi, czyjeś niedokładnie zapamiętane nazwisko, powidok z twarzami w tle. Czasem w zapomnianych kryjówkach mieszkają dzikie zwierzęta. Wydaje się, że już nikt nigdy nie pozna prawdy o tym, co zdarzyło się w środku. Jednak wystarczy dotknąć, a sypią się historie – przemówią sąsiedzi, przedmioty, stare fotografie, numeryczne modele terenu, pomiary geowizyjne, satelity, drony, kamery endoskopowe. Miejsca zaczynają szeptać o ukrywających się dawno temu ludziach.
– Te miejsca to materialne świadectwo woli przetrwania, ale to także temat wciąż cichy, nieprzedyskutowany publicznie – opowiada dr Natalia Romik, politolożka, architektka, artystka, badająca żydowskie kryjówki wojenne. – Często budowane były w ogromnym pośpiechu, nocą, przy pomocy łyżki i noża, z przypadkowych materiałów, na przekór zdrowemu rozsądkowi powstawały i na przekór rozsądkowi trwają.
– Że takie kryjówki istniały, wie każdy, kto się interesuje historią, ale że ciągle istnieją obok nas, że można po prostu pójść i je zobaczyć, wydaje się niesłychane – mówi dr Aleksandra Janus, antropolożka, wiceprezeska fundacji Zapomniane, zajmującej się poszukiwaniem, dokumentowaniem i upamiętnianiem grobów Holokaustu w Polsce zgodnie z żydowskim prawem Halachy.
Natalia i Aleksandra utrwalają odnalezione kryjówki na sposób, który nazywają mapą pamięci. Chodzi o pokazanie samego miejsca, opowieść o tym, jak je budowano, co się z nim działo potem; bez gloryfikacji, a jako przestrogę.