Najpierw trafiła do Tadżykistanu, a stamtąd do Polski. W drugiej połowie września 2021 r. zamieszkała w zaprzyjaźnionym domu. Jednym z pierwszych polskich imion, jakie nauczyła się wymawiać, było imię mojego psa. Wołała: – Ruda! Po raz pierwszy w życiu spacerowała z psem na smyczy, co sprawiało jej wyraźną frajdę. W Afganistanie spacer z psem był niemożliwy, uważane są za stworzenia nieczyste. Należy je odganiać, a czarne psy zabijać, bo uosabiają szatana.
Na imię ma Zala i wygląda jak dziecko, ale to pozory. W swoim 23-letnim życiu przeszła piekło, bo mieszkała w kraju, gdzie to mężczyzna decyduje o losie swojej żony i córek. Może je dowolnie karać, bić, katować fizycznie i psychicznie, a inni mężczyźni kibicują mu ze zrozumieniem.
Łańcuch dobrej woli
W Polsce z zachwytem dostrzegła, że kobiety są, jak jej się wydawało, wolne i swobodne. Chodzą, gdzie chcą i kiedy chcą, ubierają się różnorodnie. Prowadzą samochody. Pracują w różnych zawodach, w Afganistanie zarezerwowanych dla mężczyzn. I pomyślała, że muszą być szczęśliwe.
Zamieszkała w domu aktywistki, podobnie jak ona walczącej o prawa kobiet. Zdziwiła się i trochę przestraszyła, kiedy zobaczyła fotografie, na których jej opiekunka – jedna z grupy 14 Kobiet z Mostu, które 11 listopada 2017 r. stanęły na trasie marszu narodowców z banerem „Faszyzm Stop!” – jest poniewierana przez ludzi z biało-czerwonymi sztandarami. A na innym zdjęciu szarpie ją policjant, bo ośmieliła się zakłócić zgromadzenie nacjonalistów. Do Zali dotarło, że Polska to jednak nie jest raj dla kobiet.
Przyjechała do Polski dzięki łańcuchowi dobrej woli, utworzonemu głównie przez kobiety. W wyjeździe do Tadżykistanu pomogła jej Jagoda Grondecka, polska dziennikarka mieszkająca w Kabulu.