Łowcy i sprawcy
Oszustwo „na pedofila”. Ofiary mają zarzuty, sprawcy grają bohaterów
Gorzki smak sukcesu kryje się w niuansach tej mającej się ku końcowi sprawy sądowej. Nawet w obsadzie złych i dobrych charakterów panuje spore zamieszanie. Ofiary jednocześnie mają zarzuty. Z kolei oskarżeni grają bohaterów, tyle że sądzeni są z paragrafów jak dla bandytów. W sądowych kuluarach stróże prawa mówią, że to się musiało tak skończyć, kiedy państwo zaczęło przymykać oczy na samosądy.
Mętna sprawa
26 listopada zeszłego roku atmosfera przed salą rozpraw Sądu Okręgowego dla Pragi była napięta. W oczekiwaniu na rozprawę na jednym korytarzu stali poszkodowani i rodziny oskarżonych. – W głowie się nie mieści, że mój syn siedzi na ławie oskarżonych, a taki pedofil jeszcze go oskarża – syczała niezbyt cicho jedna z matek. Obowiązywały maseczki, więc trudno powiedzieć, jaką wywołało to reakcję. Zresztą pomysł na to przestępstwo był taki, że miało nie być żadnej reakcji.
Słuchając zeznań przed sądem, można szybko zrozumieć, dlaczego Akira Kurosawa wpadł na pomysł nakręcenia „Rashomona”. Tutaj też każdy miał inną wersję, np. nikt nie przyznawał się do trzymania noża, którym grożono ofierze. Napad z nożem to już poważne paragrafy. Albo rzeczy z mieszkania poszkodowanego – można odnieść wrażenie, że same przeniosły się do bagażnika samochodu sprawców. A kierowca to w ogóle nie brał w niczym udziału. Po prostu jeździł na Uberze i miał takich klientów. W pewnym momencie sędzia zapytała jednego z oskarżonych, czy w ogóle tam był. – Byłem, ale nic nie robiłem.
Zeznania pokrzywdzonego i oskarżyciela posiłkowego w jednej osobie też są mętne, bo to taka mętna sprawa. – Nudziłem się, bo nie było zleceń – opowiadał 36-letni Damian, wówczas kierowca taksówki, obecnie pracownik fizyczny.