Anastasiia Yalanskaja miała 26 lat. Zginęła wraz z dwoma wolontariuszami, gdy wracała ze schroniska dla bezdomnych zwierząt w Buchach pod Kijowem. Zawieźli im karmę. Kilka godzin przed śmiercią relacjonowała to na Instagramie. Potem nie było już z nią kontaktu i ojciec jednego z wolontariuszy zaczął ich szukać. Znalazł samochód podziurawiony kulami. Uszkodzenia wskazują, że Rosjanie strzelali z bliskiej odległości. Anastasiia została w Kijowie, żeby pomagać ludziom i zwierzętom. Poprzedniego dnia dotarła do przedszkola w Browarach. Dostarczała regularnie jedzenie do jednego z kijowskich szpitali.
Odcięci od świata
Kiedy bombardowali Irpień, Julia Mołokowa, właścicielka ośrodka jeździeckiego, przeprowadziła swoich pięć pięknych koni przez most, za miasto, aż pod Las Buchański i tam wypuściła. „W ten sposób mają szansę na przetrwanie. Możecie rzucać we mnie kamieniami, ale nie znalazłam innego wyjścia” – napisała na portalu społecznościowym. Nie było możliwości ewakuacji koni, skończyła się pasza, za to zaczynało bombardowanie. Julia jest już w Polsce.
W Kijowie z niektórych zamkniętych na głucho mieszkań dobiega przeraźliwe miauczenie, piski i szczekanie przerażonych zwierząt zostawionych przez okrutnych właścicieli na pewną głodową śmierć. Jeżeli mają szczęście, uratują je ochotnicy z grupy Zoopatrul. Czasem działają na zlecenie właścicieli, wtedy wyważają drzwi. Gdy z opiekunem nie ma kontaktu albo nie zgadza się na „włamanie”, wiercą dziury w ścianach. Koty i małe psiaki wychodzą, większym podają karmę i wodę. Ratują za darmo i nie przyjmują darowizn pieniężnych, żeby – jak piszą na swoim profilu – zapobiec oszustwom.
Schroniskowe zwierzęta cierpią i giną, jak w Charkowie, gdzie podczas ostrzału jeden z pocisków trafił w miejscowe schronisko dla zwierząt.