Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się długo oczekiwany proces Stefana W., który 13 stycznia 2019 r. podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dokonał zbrodni na oczach tysięcy ludzi zgromadzonych pod sceną i milionów przed telewizorami. Uzbrojony w nóż, zadał śmiertelne ciosy prezydentowi miasta. Następnie odebrał mikrofon gospodarzowi imprezy, by wykrzyczeć ze sceny: „Halo, halo. Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz”.
Teraz w związku z procesem też nie chciał być anonimowy. Jak poinformowała sędzia Aleksandra Kaczmarek, zwrócił się do sądu o ujawnienie jego danych i wizerunku. Sąd się na to nie zgodził. Nie zgodził się także na bezpośrednią transmisję z sali rozpraw.
Stefan W. Różne zdania biegłych
Akt oskarżenia trafił do sądu dopiero w grudniu 2021 r. Długo nie powstawał, ponieważ prokuratura aż trzykrotnie (przypadek bardzo rzadki) zasięgała opinii biegłych w dziedzinie psychiatrii. Według pierwszego zespołu Stefan W. był w chwili zbrodni niepoczytalny. Ta opinia wykluczała akt oskarżenia i proces. Gdyby ją uznać za miarodajną, Stefan W. po niejawnym posiedzeniu sądu zostałby umieszczony w zamkniętym oddziale psychiatrycznym. A opinia publiczna mogłaby snuć domysły, komu taki scenariusz był na rękę.
Jednak rodzina Adamowiczów domagała się powołania drugiego zespołu biegłych, wskazując na istotne wady pierwszej opinii.