Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Oto Polak

Co wiemy o charakterze Polaków

Jacy jesteśmy? Jacy jesteśmy? Steve Punter / Flickr CC by SA
W socjologii do najbardziej kontrowersyjnych należą pojęcia narodu i charakteru narodowego. Przyjmijmy, że charakter narodowy to historycznie ukształtowany, względnie trwały syndrom postaw i wzorów zachowań, typowy dla większości członków danego narodu. Co dziś można powiedzieć o charakterze Polaków? Najlapidarniej da się go przedstawić w ramach trzech portretów: symbolicznego, psychologicznego i religijnego.

Portret symboliczny

W celu ukazania istoty narodów Elias Canetti wprowadził pojęcie symbolu masy. Jego zdaniem, symbolem Anglików jest morze, Holendrów – tama, Niemców – las, Francuzów – rewolucja, Szwajcarów – góry, Hiszpanów – matador, Żydów – wędrówka. Theodor Adorno sądził, że tego rodzaju kategorie są bardziej użyteczne niż symbole Freuda i archetypy Junga. Co wobec tego może być symbolem Polaków?

Władysław Witwicki, filozof, psycholog, teoretyk sztuki, najwięcej polskości dostrzegł w obrazach naszych malarzy przedstawiających konie. Narodowy temperament Polaków mają najlepiej wyrażać formy i ruchy konia arabskiego. W dziełach Wojciecha Kossaka, czytamy u Witwickiego, jest „ogień, ruch, żywość wschodnia w kolorycie. Takimi nas zna świat, tak nas stylizują i przedrzeźniają obcy, takimi byliśmy w historii, bywamy w życiu”.

Natomiast mnie polskość najbardziej kojarzy się z sejmem i sejmikiem. Już od drugiej połowy XV w. mieliśmy trzy szczeble samorządności: sejm walny, sejmy prowincjonalne, sejmiki ziemskie. Sejmiki były przedsejmowe, posejmowe, elekcyjne, deputackie, kapturowe, generalne, gospodarcze. Udział w sejmach i sejmikach był pracą dla Rzeczpospolitej. Przyzwyczajały one do gadulstwa, dyskusji, sporów, kłótni, partyjniactwa, intryg, korupcji, przemawiania, protestowania, postulowania, uchwalania. Słowo nabrało wartości czynu. Nieraz moc argumentu zastępowano siłą głosu i oręża.

W XVII w. samorząd przekształcił się w nierząd polityczny. W 1671 r. jezuita Walenty Pęski przyznawał, że „Polska nierządem stoi, to jest niezwyczajnym u inszych narodów trybem, nie po cudzoziemsku, nie po francusku, nie po niemiecku etc., ale po naszemu, po polsku, niby też nie po ludzku, ale po niebiesku”. Nierząd miał być więc cnotą! W 1712 r. szwedzki marszałek Magnus Stenbock polskim parlamentem nazwał burzliwe zebranie niezdolne do podjęcia decyzji. Sejm nasz zaczął symbolizować w Europie chaos, anarchię, nieskuteczność, a polska gospodarka – niegospodarność, nieudacznictwo, niechlujstwo.

Józef Piłsudski nie mógł później zrozumieć, dlaczego naród, który odzyskał wreszcie niepodległe państwo, nie potrafi działać w sposób umiarkowany, zorganizowany i zgodny. Z niesmakiem obserwował prywatę, anarchię, demoralizację. W maju 1926 r. mówił do posłów: „Głównymi powodami obecnego stanu rzeczy w Polsce – to jest nędzy, słabizny wewnętrznej i zewnętrznej – były złodziejstwa pozostające bezkarne. Ponad wszystkim zapanował w Polsce interes jednostki i partii, zapanowała bezkarność za wszelkie nadużycia i zbrodnie. W odrodzonym państwie nie nastąpiło odrodzenie duszy narodu”.

W latach okupacji hitlerowskiej partyjniactwo rodaków niepokoiło Aleksandra Kamińskiego. Wzywał on, mimo przywiązania do własnej partii, do szanowania innych organizacji. Pisał: „Jedną z najprzykrzejszych właściwości życia partyjnego jest jakieś szatańskie otumanienie mózgów, które czyni z ludzi ongiś rycerskich, honorowych i uczciwych – ogłupiałych fanatyków, którzy we wszystkich innych partiach i stronnictwach politycznych, prócz własnego, dostrzegają tylko podłość i zdradę, fałsz, nikczemne intencje, nieudolność i złą wolę – oraz przekonani są, że najstraszniejsze ruiny i klęski spotkać są gotowe ojczyznę z rąk każdego z ich przeciwników politycznych”.

Pod tym względem Trzecia Rzeczpospolita jest (była?) podobna do Pierwszej i Drugiej. W październiku 1993 r. Jan Paweł II, wypowiadając się na temat przyczyn powrotu do władzy komunistów, tłumaczył: „Trochę wynika to z polskiej wady, w pewnym sensie atawistycznej, to znaczy wybujałego indywidualizmu, prowadzącego do rozdrobnienia, podziału polskiej sceny politycznej”.

Portret psychologiczny

Interesujące koncepcje osobowości Polaków przedstawili wybitni psychiatrzy: Eugeniusz Brzezicki, Antoni Kępiński, Kazimierz Dąbrowski. Pierwszy uzupełnił typologię Ernsta Kretschmera, wyróżniając typ skirtotymiczny, występujący najczęściej wśród Polaków, Białorusinów, Ukraińców i Rosjan, rzadziej wśród Francuzów i Włochów, prawie wcale wśród Niemców. Po grecku skirtao znaczy tańczyć, skakać, kołysać, a thymos – duch, temperament. Tego typu osoby charakteryzują: słomiany ogień uczuć (gwałtowny, zmienny, wielokierunkowy, krótkotrwały); życie z gestem i fantazją (próżność, lekkomyślność, indywidualizm, samowola, brawura, odwaga); altruistyczna zwartość, wytrwałość i cierpliwość w trudnych sytuacjach oraz egotyczna beztroska, miękkość, rozklejalność i lekkomyślność w okresach powodzenia.

Skirotymicy najlepiej sprawdzają się, gdy potrzebna jest szybka orientacja, bogata wyobraźnia, inicjatywa. Mają oni fantastyczne pomysły, dużo dobrych chęci, ale bujają w obłokach, myślą kategoriami arealnymi, są niewytrwali i przez to nieproduktywni. Potrafią wczuwać się w sytuację innych, dlatego mogą być dobrymi spowiednikami, ale nie szanują zbytnio cudzej własności i łatwo rozgrzeszają się z kradzieży.

Antoni Kępiński wyróżnił w naszym społeczeństwie dwa przeważające typy osobowości: histeryczny (szlachecki) i psychasteniczny (chłopski). Pierwszy odpowiada skirotymikowi. Jego zachowania charakteryzują: zastaw się, a postaw się, polonez, Samosierra, szarża ułanów na czołgi, sejmikowanie, liberum veto, polnische Wirtschaft. Typowe dla histeryków są wishful thinking (chciejstwo, myślenie życzeniowe, branie pragnień za rzeczywistość), pseudologia phantastica (podświadome zniekształcanie obrazu rzeczywistości, nie tyle kłamstwo, co urojenie) i belle indifference (urocza beztroska, bagatelizowanie wywołanej przez siebie burzy).

Natomiast psychastenik jest cichy, spokojny i pracowity, w ciężkich czasach uparty i twardy. Ten poczciwy kmieć niekiedy jednak ukazuje swój steniczny kolec i przeraża obrazem Jakuba Szeli. W ten sposób jedni Polacy gadają, a drudzy pracują. Tak jest u nas od wieków, choć zmieniają się warunki życia, systemy gospodarcze i polityczne.

Z kolei Kazimierz Dąbrowski wyróżnił u Polaków osiem cech dodatnich i dwanaście ujemnych.

Za pozytywne uznał: 1) skłonność do idealizowania, romantyzmu, spirytualizmu, mistycyzmu; 2) odwagę, bohaterstwo, rycerskość, donkiszoterię; 3) humanitaryzm, łagodność, wspaniałomyślność, brak okrucieństwa; 4) szczerość, prawdomówność, wierność, dotrzymywanie zobowiązań; 5) gościnność, szczególnie wobec obcych z odległych stron; 6) upór, podatność na rozwój; 7) poczucie wolności, niezależności, indywidualności; 8) duże zdolności w różnych dziedzinach.

A negatywne są: 1) nadmierna pobudliwość emocjonalna, labilność, słomiany ogień, podejrzliwość, nieufność, niecierpliwość, stosowanie zasady wszystko albo nic; 2) lekkomyślność, powierzchowność, skłonność do pochopnej syntezy, branie pragnień za rzeczywistość; 3) personalizm, uwzględnianie ogólnego wrażenia (gestu, uśmiechu, sposobu bycia) zamiast przesłanek obiektywnych; 4) klikowość, podatność na oddziaływanie nielicznych, lecz dobrze zorganizowanych zespołów; 5) skłonność do prywaty, opozycji, protestów, warcholstwa; 6) tolerancja bezkarności; 7) słabe uzdolnienia organizacyjne (polska improwizacja); 8) brak ciągłości wysiłku umysłowego; 9) kult niekompetencji; 10) niedbałość o ludzi wartościowych; 11) egocentryzm; 12) brak właściwej samooceny.

Julian Ochorowicz twierdził, że Polacy mają umysły bardzo lotne, lecz mało ścisłe. Przez to w Polsce „co głowa, to rozum”. Gdy zbierze się trzech Niemców, zaraz tworzą związek, a trzech Polaków to cztery stronnictwa. Niektórzy sądzą, że cechuje nas dyletantyzm, niechęć do analizy i skłonność do pochopnych uogólnień. W 1885 r. duński historyk literatury Georg Brandes, proszony o scharakteryzowanie Polaków, powiedział krótko: „Jesteście społeczeństwem dyletantów”.

 

Portret religijny

Z badań socjologicznych wynika, że aż 97 proc. Polaków uważa się za wierzących. Pod tym względem ustępujemy w Europie tylko Maltańczykom i Grekom. Ponad połowa ludności Polski co najmniej raz w tygodniu jest na nabożeństwie. W 2004 r. w pielgrzymkach uczestniczyło 6–7 mln Polaków, czyli 17 proc. społeczeństwa. Ruch pielgrzymkowy przeżywa renesans. Prawie połowę pielgrzymów stanowią osoby dwudziestoletnie, głównie maturzyści i studenci. Ale jest to przeważnie religijność płytka intelektualnie, selektywna, bigoteryjna, mało efektywna moralnie.

Już dawno cudzoziemcy dostrzegali u nas przepaść między religijnością a moralnością. W 1777 r. francuski jezuita Hubert Vautrin zanotował: „Polacy, podobnie jak prostacy wszystkich krajów, przywiązują się raczej do słów niż do ducha praw kościelnych. Religia jest dla nich kultem czysto zewnętrznym, który obarczają nieskończenie wielką ilością przesądów. Moralność zaś jest dla nich czymś najbardziej nieznanym”. W 1793 r. śląski lekarz Johann Kaush zdziwiony był kontrastem między wielką pobożnością a niską moralnością w naszym społeczeństwie. Spostrzegł, że Polacy noszą nie tylko szkaplerze, lecz również medaliony z wizerunkiem Matki Boskiej i płaskie krzyżyki, co jednak nie idzie w parze z cnotami moralnymi. Raziły go „skandaliczne” sceny z cudownymi obrazami, procesjami, odpustami, obfitym używaniem kadzidła i wody święconej. Oburzał się na katolickich księży, że kształtują fałszywe wzory religijności. Kościół, a szczególnie jezuitów, obarczał winą za wady narodowe Polaków.

W piątym roku pontyfikatu Jana Pawła II ks. Władysław Piwowarski szacował, że najwyżej jedną trzecią stanowią ortodoksyjni katolicy, a dwie trzecie to „nieświadomi heretycy”. Religijność niewiele ma wspólnego z moralnością. Nie jest to zjawisko tylko powojenne, lecz występuje od dawna. Najbardziej przestrzegana jest moralność kościelna (udział w praktykach), słabo uświadamiana moralność ściśle religijna (ideały ewangeliczne) i rozmaicie akceptowana moralność naturalna (związana z dziesięciorgiem przykazań). W tym samym czasie inny socjolog katolicki Franciszek Adamski mówił, że polską religijność cechuje chaos poglądów, brak rozumowego uzasadnienia przyjmowanych postaw oraz brak religijnej motywacji czynów moralnie dobrych.

Z trzech cnót boskich w Polsce zdecydowanie na pierwszym miejscu jest nadzieja. Ksiądz Józef Tischner słusznie zauważył, że mamy „nie tyle religijność wiary, co religijność nadziei”. Czesław Miłosz uważał, że nie tak bardzo mylił się pewien amerykański profesor, który stwierdził, że „Polska jest krajem ludzi niewierzących, ale praktykujących, w imię miłości do narodowej tradycji”. W pewnym sensie Polacy przyjmują słynny zakład Pascala. Znakomitym przykładem literackim jest Barbara Niechcic, która „jeździła od czasu do czasu do kościoła, chociaż w ogóle nie była praktykująca, ale tak, na wszelki wypadek”. Mamy tu jeszcze jeden przejaw polskiej „uroczej beztroski” i lekkomyślnego „jakoś to będzie”. Perspektywa eschatologiczna nie wzbudza większego niepokoju.

Jezus Chrystus głosił, że należy bezwarunkowo kochać wszystkich ludzi, nawet swoich wrogów; czynić innym to, co chcemy, żeby oni nam czynili; nie szukać odwetu, lecz nadstawiać drugi policzek; przebaczać wszystkim naszym winowajcom, nawet wrogom; nie gniewać się, nie żywić urazy; wystrzegać się osądzania i skazywania; nie zabiegać o bogactwo, władzę i sławę; nie obnosić się ze swoją religijnością; prezentować jednoznaczną postawę ideowo-moralną; nie uważać siebie ani innych za dobrych. Gdy kto rzekł do niego – „Nauczycielu dobry!” – usłyszał: „Dlaczego masz mnie za dobrego? Nikt nie jest dobry, jak tylko jeden Bóg” (Mk 10, 17-18). Nasuwa się tu pytanie, jak nasi rodacy zareagowaliby na słynną propozycję Jezusa: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. W każdym razie nie przejmują się słowami: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone” (Łk 6, 37).

Gdy powstawał NSZZ Solidarność, w zakładach umieszczano emblematy religijne, odprawiano msze, przystępowano do spowiedzi i komunii. Pewien ksiądz z Ursusa jednak ubolewał: „Widok krzyża w hali nie skłania ich do refleksji nad sobą, nad swoim życiem”. Wydarzenia te ujawniły, że Polsce potrzebna jest solidarność bez cudzysłowu.

 

Charakter i los

W naszym kraju wciąż są atrakcyjne wzory kultury szlacheckiej, które przyjmowali chłopi, mieszczanie, inteligenci, robotnicy. W strukturze NSZZ Solidarność Norman Davies dostrzegł polityczne tradycje demokracji szlacheckiej, cechy sejmu i sejmików dawnej Rzeczpospolitej. Wałęsa przypominał mu szlachcica. Notabene, do najbardziej istotnych cech polskiej szlachty należało pieniactwo. Charakter dziedziczny miały spory sąsiedzkie o granice majątków. Janina Kamionka-Straszakowa słusznie zauważyła, że dla „porządnego szlachcica było dyshonorem nie mieć procesu w trybunale”. Później spadkowe procesy stanowiły jedne z ostatnich dowodów szlachectwa.

W latach PRL udało się częściowo zamrozić narodowy charakter. Na początku 1958 r. Witold Gombrowicz z wyraźną aprobatą przytoczył znamienny fragment listu jakiegoś emigranta: „Mnie tak śmieszy ta nowa Polsza, bo, Bogiem a prawdą, najbardziej przylgnęła do nas epoka saska i ona to największe ślady zostawiła na nas. Naród jest ciemny, endecki, zadzierżysty, chamski, leniwy, czupurny i niedowarzony, »zytkowaty« i »milusiński«, a na tym wszystkim zaszczepiono kremliński komunizm. Dopiero im się musi teraz ze łbów zadurzonych kurzyć!”. Niewykluczone, że napisał to sam Gombrowicz, ponieważ jedenaście lat później pytał i odpowiadał: „Ta zatęchła piwnica, jakim sposobem usadowiła się w naszym duchu? Czyżby ślepota na świat, naiwność, ignorancja były następstwem utraty niepodległości? Ależ Polska za Sasów była bezkonkurencyjnie najgłupszym krajem Europy, a i za Jagiellonów Polak kroczył w ogonie narodów cywilizowanych; gdy Francja miała Rabelais’go i Montaigne’a, my Reya i Kochanowskiego. Więc co? Jaki powód? Brak większych miast, polska »wiejskość«? Niepodzielny prymat duchowy księdza proboszcza? Tak, ale to może nie jest najważniejsze, ważniejszy jest może kształt, owo zgrubienie kształtu Europy, która rzeźbiona misternie, niczym Grecja, przetacza się po polskich równinach w toporne bezmiary Rosji, Azji. Być krajem przejściowym nie jest łatwo!”.

Czy to znaczy, że tradycja i charakter stanowią jakieś fatum? W mądrej powieści „Niedobra miłość” (1928 r.) Zofia Nałkowska pokazuje, że nie ma stałych i niezależnych charakterów, że los i charakter warunkują się wzajemnie. Potwierdza to historia narodów. W epoce wiktoriańskiej radykalnie zmienili się Anglicy, a niedawno Hiszpanie. To byt społeczny określa charakter narodowy i świadomość społeczną.

Nasi politycy mówią dziś o potrzebie rewolucji moralnej. Nie pierwsze to i chyba nie ostatnie w Polsce wezwanie do sanacji. Ale Hanna Świda-Ziemba ostrzega, że współczesnej młodzieży patriotyzm źle się kojarzy (z polityką); że trzeba skończyć z martyrologią i wielkimi słowami. Potwierdza to młody twórca manifestu „Pokolenia 1200 brutto” Jakub Żulczyk, gdy pisze: „Młodych ludzi nie interesują pompatyczne rocznice, wzajemne przepychanki czy karnawał lustracyjny przypominający amerykański okres polowania na czarownice (...), bo w porównaniu ze swoimi rządzącymi są oni mentalnie kilkadziesiąt lat do przodu, (...) prawdziwą forpocztą, czymś, co przynosi nadzieję, że kiedyś będziemy żyli w normalnym, nieobciążonym mentalną martyrologią państwie”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

Społeczeństwo

Nowe leki na odchudzanie podbijają świat. Czy właśnie odkryliśmy Święty Graal?

Czy nowe leki na odchudzanie, które właśnie zalewają zachodnie rynki, to największa rewolucja w medycynie od czasów antybiotyków? Jeśli tak, to może nas czekać również rewolucja społeczna.

Paweł Walewski, Łukasz Wójcik
23.09.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną