Czy kogoś z powodu wydawanych odgłosów pobiłem, skrzywdziłem fizycznie? Nie. Ale zdarzało mi się krzywdzić siebie i niszczyć rzeczy. Na przykład: rozmawiam przez telefon w słuchawkach. Rozmówca popija herbatę czy coś, więc słyszę jego przełykanie i już od tego jestem podminowany. Aż nagle, jak on nie siorbnie przez te słuchawki, prosto do moich uszu. Reakcja natychmiastowa: głową walę w ścianę. Przy okazji słuchawki idą się paść – opowiada Michał, 37-letni informatyk, mizofonik.
Wiedza o tym, że dźwięki mogą być narzędziem tortur, od setek lat jest w posiadaniu specjalistów od zadawania cierpień w najróżniejszych systemach represji. Jako metody dręczenia więźniów do dziś stosowane są zarówno rozsadzające czaszkę hałasy, jak i cichsze, lecz nieubłaganie powtarzalne stuki czy pluśnięcia. Według opisów to napięcie i frustracja, związane z niemożnością ucieczki przed kolejnym impulsem, są tym, co najbardziej wyniszcza torturowanego. Na tyle, że zaczyna odczuwać fizyczny ból i dolegliwości, które mogą prowadzić do psychicznych załamań.
Na niektórych ludzi w podobny sposób działają trudne do uniknięcia odgłosy codziennego życia. Mizofonia to specyficzna nadwrażliwość na niektóre dźwięki, najczęściej wydawane przez człowieka, zwłaszcza przy jedzeniu. W szerszym ujęciu może jednak dotyczyć także innych odgłosów, jak świergot ptaków czy delikatne uderzenia, takie jak w klawiaturę komputera. – Tym, co szczególnie dokuczliwe niezależnie od rodzaju dźwięków, jest ich powtarzalność i brak możliwości „wyłączenia” – tłumaczy Marta Siepsiak, psycholog i doktorantka z Uniwersytetu Warszawskiego, prowadząca badania nad mizofonią. Triggery – jak mówią o nich sami mizofonicy – budzą w nich silne emocje: złość, rozdrażnienie, panikę, odrazę.