KATARZYNA KACZOROWSKA: – „Pamiętaj. Bóg, Honor, Ojczyzna. I prezenty dla mnie” – taką kartkę pocztową napisała moja koleżanka, kiedy jej chłopak wyjechał na stypendium do Niemiec na przełomie lat 80. i 90. Da się połączyć te wielkie sprawy z pieniędzmi, czy też patriota, przynajmniej oficjalnie, musi być biedny, a człowiek bogaty nie ma honoru?
MARCIN STABROWSKI: – Ja bym do tej polskiej trójcy dodał różne rzeczy i to nie tylko prezenty. Sprowadzanie wartości tylko do owego BHO, a więc rzeczy szczególnych, wyjątkowych, odświętnych i duchowych jest nieznośne.
Dlaczego?
M.S.: – Bo wartości wypełniają całe nasze życie, to codzienne, a nie tylko to wyjątkowe. Ujawniają się w tym, jak kochamy, co jemy, gdzie spacerujemy.
Przecież żyjemy w świecie, w którym podobno nie ma wartości.
M.S.: – Nie ma życia człowieka bez wartości, ale nie dlatego, że każdy zawsze odnosi się do Boga, honoru i ojczyzny, lecz dlatego, że dokonujemy wyborów, a więc oceniamy i hierarchizujemy to, co nas otacza: rzeczy, ludzi, sytuacje. To wartości stoją za tym, z kim się chcemy spotkać albo co chcemy robić.
Tylko że dzisiaj wartości są osią sporu politycznego, czy też raczej jednej stronie tego sporu odmawia się stania po stronie jakichkolwiek wartości.
M.S.: – Ale to nie jest jakaś nowość. Pójdźmy tropem historycznym. Wszystkie polskie insurekcje były de facto lewicowe, zaczynając od powstania kościuszkowskiego. A cały dyskurs patriotyczny zawłaszczyła jedna strona – podczas gdy tradycja endecka jest antypowstańcza, nacjonalistyczna i do tego prorosyjska. Coś się pomieszało po 1989 r. w polskiej pamięci historycznej i rykoszetem w tym zamieszaniu oberwały wartości, które zostały sprowadzone do tylko i wyłącznie jednego nurtu.