Marek, lat 60, budowlaniec elektryk spod Braniewa, ma fuchę. Może kłaść instalacje w domu znajomych zięcia. Tyle że dom jest 20 km dalej, jak pojedzie? Samochodu nie ma, PKS nie dojeżdża. Może zięć go zawiezie, ale to Marek musiałby tam spać, w tym domu, bo w tę i z powrotem nikt go nie będzie woził. Więc fucha jest, ale chyba się nie podejmie. Na razie zbiera na piwo, może redaktor poratuje?
– A gdyby pan dostał 1300 zł?
– Zależy, za co – zauważa roztropnie pan Marek.
– Za nic, bo mieszka pan w tej gminie.
Mężczyzna mruży oczy podejrzliwie. Nie wierzy w darmowe pieniądze. Nawet po te na piwo musi się wystać i wyprosić, więc nie są darmowe. Kto mu da pieniądze za mieszkanie tu, na warmińsko-mazurskim przygraniczu, popegeerowskim w dodatku, z niemal największym wskaźnikiem bezrobocia w kraju? Tu nic dobrego ludzi nie spotyka w kwestii pracy i pieniędzy, oburza się.
Podobnego zdania co do przygranicza są eksperci przygotowujący pierwszy w kraju eksperyment z bezwarunkowym dochodem podstawowym. Plan jest taki, by grupie mieszkańców wypłacać co miesiąc 1,3 tys. zł. Bez żadnych warunków, przez dwa lata, a po tym czasie zbadać, jak zmieniła się ich aktywność: ekonomiczna, społeczna, edukacyjna. Czy nie zrezygnowali z pracy, lepiej się odżywiają, robią oszczędności, mają gdzie mieszkać, są bardziej zadowoleni z życia, mniej niepewni, rzadziej konfliktują się z prawem? Taki przynajmniej jest plan, ale pieniędzy potrzebnych na jego realizację jeszcze nie ma.
Niemniej eksperyment ma objąć od 5 do 31 tys. mieszkańców północnych gmin przy granicy z Rosją (Barcian, Budrów, Dubenink, Lelkowa, Sępopola, Srokowa) i wiejskich (Bartoszyce, Braniewo i Górowo Iławeckie). Jak tłumaczy dr Maciej Szlinder, prezes Polskiej Sieci Dochodu Podstawowego, członek partii Razem i jeden z ekspertów zaangażowanych w projekt, obszar ten źle wypada pod względem dochodów, ubóstwa, aktywności gospodarczej i bezrobocia.