Demonstracja „Solidarnie z Norwegią i ofiarami strzelaniny w Oslo” nie należała do największych i najbardziej spektakularnych. Te ok. 60 osób, które mimo zbliżającej się burzy przyszły pod ambasadę Królestwa Norwegii w Warszawie, chciało uczcić pamięć tych, którzy zginęli i zostali ranni w nocy 25 czerwca w London Pub – klubie społeczności LGBT+ w centrum norweskiej stolicy.
Była minuta ciszy, przemówienia przedstawicieli i przedstawicielek kilku organizacji LGBT+, składanie kwiatów i zniczy, rysowanie kredą na chodniku tęcz, kolorowych serc, wypisywanie wyrazów solidarności i współczucia.
Czytaj też: Tęcza dziś łączy
Polska, Białoruś... ale Norwegia?
Przez wszystkie wystąpienia jak mantra przewijała się jedna myśl – ta wyrażona przez Helenę Dalli, unijną komisarz ds. równości, a przywołana podczas demonstracji przez ambasadora Norwegii Andersa Eidego: nikt nie jest bezpieczny, jeśli wszyscy nie jesteśmy bezpieczni, Oslo jest tylko przykładem. Choć śledztwo w sprawie motywacji sprawcy jest w toku, a to sprawia, że nie można wyciągać pochopnych wniosków, to – jak powiedział ambasador – miejsce nie było przecież przypadkowe, przypadkowe nie były również ofiary, a nienawiść i hejt zawsze prowadzą do śmierci.
W podobnym tonie wypowiadali się pozostali mówcy. Bart Staszewski przypomniał sytuację, jaka miała miejsce w Lublinie w 2019 r. – małżeństwo