„Nie przegap wieczności” – głosi tabliczka na murze Sanktuarium Pana Jezusa Konającego w Pacanowie. Tutejsza bazylika pw. św. Marcina liczy ponad 900 lat. Od 12 proboszczem parafii jest ks. Leszek Domagała, rocznik 1958. Potężna sylwetka, spokojny głos.
Jest przedostatnia niedziela lipca, przed południem. Po mszy ks. Domagała święci samochody na parkingu – to z okazji rozpoczynającego się właśnie tygodnia św. Krzysztofa, patrona kierowców. Bacznie przygląda się grupie kilkunastu osób stojących nieopodal bramy. Ci też nie spuszczają z niego wzroku, mrużą oczy. Znają się dobrze.
W tej grupie jest Paweł Masłowski, który pomagał Domagale przy parafii, kiedy tylko ten zawitał do Pacanowa. Był na każde zawołanie, jak sam przyznaje – kosił, uprawiał ziemię, służył samochodem i własnymi rękami. Od jakiegoś czasu nie służy, o duchownym ma jak najgorsze zdanie, uważa, że terroryzuje miasto i jego mieszkańców. Wielu wiernych jest podobnego zdania, ale nie każdy miał odwagę stanąć tu dziś obok Masłowskiego. Ci, którzy się odważyli, idą za nim do zakrystii. Chcą się rozmówić z księdzem – zapytać, dlaczego z nich kpi, grozi, złorzeczy, obraża z ambony.
– Proszę opuścić zakrystię – mówi ks. Domagała.
– Nie opuścimy – słyszy w odpowiedzi – bo kościół jest nasz, wiernych, a nie księdza.
Dochodzi do kłótni. Przy reporterze „Polityki” ks. Domagała stara się zachowywać powściągliwie, jednak nie wszystkie słowa udaje się mu odpowiednio zważyć. Przyznaje, powiedział kiedyś, że powinien „przyp...” Masłowskiemu, ale ten, jak twierdzi, sobie zasłużył. Nim dostrzeże, że jest nagrywany przez wiernych, zdąży jeszcze przyznać się do nazwania „bohomazem” otoczonego kultem XII-wiecznego Krzyża Pana Jezusa Konającego wiszącego w tutejszej kaplicy, tego samego, który w kwietniu ubiegłego roku w rozmowie z lokalnym radiem nazwał „cudownym”.