Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Cudem uniknęli śmierci na S7. Ekspert: To nie tylko brak kultury drogowej

Auto po wypadku Auto po wypadku Shutterstock
„Policjanci i strażacy, którzy przyjechali na miejsce, twierdzą, że to cud, że przeżyliśmy. My, czyli ja, moja żona i czteroletni synek” – napisał w sieci pan Sergiusz, któremu kierowca złośliwie zajechał drogę i wcisnął hamulec.

Do zdarzenia doszło w sobotę na trasie S7 pomiędzy Ostródą a Olsztynkiem. Na nagraniu zarejestrowanym przez jednego z kierowców widzimy, jak niebieski volkswagen arteon wyprzedza srebrnego seata ibizę, w którym, jak się później okaże, jest małżeństwo z czteroletnim chłopcem. Za kierownicą seata siedzi pan Sergiusz, który wcześniej mijał auta jadące prawym pasem. Niebieski volkswagen jechał w tym momencie tuż za nim, zdaniem pana Sergiusza kierowca (bądź kierowczyni, jak mówią świadkowie) co chwila wychylał pojazd to z jednej, to z drugiej strony, próbując go wyprzedzić. Gdy mężczyzna zjechał na prawy pas, volkswagen go wyprzedził, po czym zajechał mu drogę i mocno zahamował, prawdopodobnie po to, by ukarać go za „zbyt wolną” jazdę.

Pan Sergiusz stracił panowanie nad autem, przy prędkości ponad 100 km/h wpadł w poślizg i uderzył w barierki. „Policjanci i strażacy, którzy przyjechali na miejsce, twierdzą, że to cud, że przeżyliśmy. My, czyli ja, moja żona i czteroletni synek” – napisał później w mediach społecznościowych pan Sergiusz, prosząc o pomoc w poszukiwaniu kierowcy niebieskiego volkswagena. „Sprawczyni (tak mówią świadkowie) zatrzymała się 300 m dalej na zjeździe do stacji Orlen, ale po 10 sekundach zbiegła z miejsca zdarzenia, nie udzielając nam żadnej pomocy” – pisał dalej poszkodowany kierowca.

Czytaj też:

  • prawo o ruchu drogowym
  • wypadki drogowe
  • Reklama