JULIUSZ ĆWIELUCH: – Co pani miała z wuefu?
KATARZYNA BŁAŻEJEWSKA-STUHR: – Zwolnienie.
Coś pani dolegało?
Nic, poza ciężką niechęcią do tego przedmiotu. Sprawa już przedawniona, więc mogę powiedzieć, że to były lewe zwolnienia. Kolega zeskanował blankiet recept i wydrukował go na drukarce. Co nie było jeszcze wówczas popularne, więc zwolnienie nie budziło podejrzeń. I co semestr miałam zwolnienie z wuefu, bo tego przedmiotu po prostu nienawidziłam.
Na świadectwie maturalnym mam niećwiczący. Oficjalnie szmery na sercu. Nieoficjalnie szmery w relacji z panem od wuefu.
Znam mnóstwo osób, które nienawidziły wychowania fizycznego. To smutne, że zajęcia, które powinny zachęcać do aktywności, powodują u wielu dzieci wręcz absolutną niechęć do wszelkiej aktywności fizycznej.
Według danych, na które powołuje się kierownictwo MEN, nawet co trzeci uczeń w Polsce nie bierze udziału w zajęciach wychowania fizycznego. Dlaczego nie chcą ćwiczyć?
Z tego, co mówią moi pacjenci, wynika, że zajęcia nie są dla nich atrakcyjne. Raczej wzbudzają w nich niechęć, np. ze względu na oceny, wymagania, podejście nauczycieli i całą otoczkę. Dla jednych są po prostu męczące. Dla innych nudne. Taki zbędny przedmiot.
Raczej niezbędny.
Oczywiście. Ale zdaje się, że nie w tym wydaniu. Dziś postrzegam się jako osobę wysportowaną. Jestem aktywna. Z nikim się nie ścigam. Nie walczę o wyniki ani o stopnie. Po prostu się ruszam i sprawia mi to frajdę. Aktywność wzmacnia odporność organizmu, wspiera układ krwionośny. U dzieci jest niezbędna do prawidłowego rozwoju układu kostno-szkieletowego. Mogłabym jeszcze długo wymieniać. No i w trakcie aktywności fizycznej wydziela się hormon szczęścia – endorfina.