Coraz mniej tu, coraz bliżej Tam
Coraz mniej tu, coraz bliżej Tam... Ostatnia rozmowa z wybitnym Janem Nowickim
JAN NOWICKI: – Pan się spóźnił.
JULIUSZ ĆWIELUCH: – Owszem. O 10 minut.
Pan się spóźnił co najmniej o 50 lat. Gdyby mnie pan spotkał 50 lat temu, to mnie by się gęba nie zamykała. I miałbym strasznie dużo do powiedzenia. A teraz żyję w jakimś kokonie. Otaczam się milczeniem, które ma prawo przerwać tylko moja żona Anna. Mój ostatni sens. Czas, w który wchodzę, składa się głównie z milczenia.
Bóg też milczy.
Pan myśli, że ja tego milczenia nie słyszę? Przecież żyjemy w świecie rozpadu. Absolutnie porażającym. Mnie tak strasznie dotyka ten czas. Tak bardzo mnie to wszystko boli, bo jeszcze dodatkowo wracają wspomnienia. Przecież ja się urodziłem w czasie wojny. I teraz na koniec też wojna. Budzę się i pierwsze, co robię, to pytam Anię o wiadomości z frontu. Jak stary generał. Trzymają się – a to dobrze. Lecą na nich rakiety – niedobrze. Ale w gruncie rzeczy cała ta sprawa to nieporozumienie. Przecież to wszystko powinno być bardziej proste. Rodzimy się, żyjemy, umieramy. Nie musimy sobie podrzynać gardeł.
To dlaczego to robimy?
A skąd mam wiedzieć? Niech On się wytłumaczy. Ja nie mam nic do powiedzenia. Uważam, że nawet nie mogę mieć. Zło dzisiejszego świata mnie przerasta.
A kto grał Stawrogina w „Biesach”? 13 lat na afiszu, to z samego grania już pan powinien coś o tym złu wiedzieć, o duszy rosyjskiej całe sekwencje opowiadać, że dusza rosyjska to to albo tamto.
Przyjeżdża pan do starca i zadaje te wszystkie pytania, które on sam sobie zadaje. Próba odpowiedzi to jest wielka odpowiedzialność, którą – pan wybaczy – jednak chromolę. Choć z drugiej strony nie jest mi to wszystko obojętne, bo ja, proszę pana, czytam trzy gazety: „Wyborczą”, pańską POLITYKĘ i „Przegląd Sportowy”.