W ostatnich dniach grudnia wielu ludzi ulega pokusie, aby przepowiedzieć, co przyniesie kolejny rok. Przemysław Czarnek wcielił się w rolę proroka jeszcze bardziej, gdyż zaczął przepowiadać, co czeka oświatę nie tylko w 2023, ale też w kilku kolejnych latach. Przede wszystkim zaczną się masowe zwolnienia. Jakieś 100 tys. nauczycieli – orzekł minister – będzie nam do niczego niepotrzebnych, zostaną więc wyrzuceni z pracy. Rząd może jednak temu zaradzić.
Obecnie sytuacja w oświacie jest odwrotna: brakuje 100 tys. nauczycieli. Ci, co są zatrudnieni, muszą pracować na dwa etaty w trzech szkołach, dyrektorzy wzywają też na pomoc emerytów. Gdyby nie ten emerycki zryw i tyranie ponad siły belfrów w wieku przedstarczym (młodych prawie nie ma), trzeba by ogłosić koniec publicznej edukacji w Polsce. PiS jakoś temu nie potrafi zaradzić.
Szkoła. Problemy rozwiąże natura
Państwo nie wypełnia bowiem obowiązku zapewnienia dzieciom dostępu do bezpłatnej nauki. Uprawiana jest fikcja, a nie prawdziwe wywiązywanie się z tego zadania. Oświata chyli się ku upadkowi, gdyż nie ma chętnych do pracy za najniższą krajową. Lekcje są odwoływane, dzieci zwalniane do domu pod byle pretekstem. Kuratoria oświaty przestały kontrolować, czy liczba zrealizowanych godzin jest zgodna z podstawą programową. Wiadomo, że nie jest zgodna – no i co z tego? Coraz więcej uczniów i uczennic korzysta z korepetycji, aby nadrobić braki.
Te problemy – wieszczy Czarnek – rozwiąże sama natura.