Ci zabijają, ci ratują
Ci zabijają, ci ratują. Lekarze na wojnie mogą przechylać szalę zwycięstwa
JULIUSZ ĆWIELUCH: – Medycyna lubi wojnę?
ALEKSANDER RUTKIEWICZ: – Jakkolwiek to zabrzmi, medycyna na wojnie rozkwita.
Brzmi paradoksalnie.
Bo to jest paradoks. W czasie, w którym ludzie prześcigają się w opracowywaniu coraz to bardziej wyrafinowanych maszyn do zabijania, równolegle dynamicznie rozwija się nauka, która to życie ma ratować. Kolejny paradoks wiąże się z tym, że medycyna może przechylać szalę zwycięstwa. A jednocześnie rola służby zdrowia na wojnie nie jest jakoś specjalnie eksponowana. W powszechnym mniemaniu wojny wygrywa się dywizjami. A to nie do końca prawda.
Więcej uratowanych rannych, więcej żołnierzy do walki?
Ranny to dla każdej armii ciężar. A proces jego ponownego wdrażania do walki jest z reguły rozciągnięty w czasie: leczenie, rehabilitacja – to musi trwać i kosztować. Dlatego na przykład w NATO zmieniono kaliber pocisków tak, żeby więcej żołnierzy zranić niż zabić. Podstawowa rola wojskowej służby zdrowia polega jednak na utrzymaniu zdolności bojowych armii poprzez ochronę zdrowia żołnierzy. Mówiąc o przechylaniu szali zwycięstwa, mam na myśli jeszcze jedną rzecz. Żołnierz, który wie, że w razie zranienia nie zostanie pozostawiony sam sobie, siłą rzeczy ma wyższe morale. A wiemy, że morale może przechylić szalę zwycięstwa. Można powiedzieć, że jakość opieki nad rannym żołnierzem jest odzwierciedleniem jakości całej armii.
To może być jakiś trop do zrozumienia pasma porażek Rosjan w Ukrainie. Po wybuchu wojny w sieci pełno było filmików pokazujących pakiety medyczne żołnierzy rosyjskich i ukraińskich. Morał był taki, że te rosyjskie są do bani.
Wojna w Ukrainie toczy się również na płaszczyźnie informacyjnej i tutaj Ukraińcy z pewnością wygrywają.