Wypełnione po brzegi centrum konferencyjne muzeum POLIN, długie kolejki do wejścia i wreszcie dobrych kilkadziesiąt minut stania po autograf arcymistrzów – w takiej atmosferze odbywał się w Warszawie pod koniec maja turniej szachów błyskawicznych Grand Chess Tour. Ta formuła, określana również jako blitz, jest wśród miłośników i kibiców wyjątkowo popularna. Bo dynamiczna, bo burze mózgów są naprawdę elektryzujące, bo wskutek presji czasu nawet arcymistrzowie odsłaniają swe ludzkie oblicza: popełniają błędy i pakują się w tarapaty. Po skończonych partiach jest co analizować oraz komentować.
Na świetnej frekwencji zaważyła jednak przede wszystkim obsada: czołowi arcymistrzowie z największą gwiazdą współczesnych szachów i liderem rankingu FIDE Magnusem Carlsenem. Norweg – choć zaczął od porażki z Radosławem Wojtaszkiem – wygrał turniej, wyprzedzając Jana-Krzysztofa Dudę, najwyżej notowanego w rankingu Polaka. Łukasz Turlej, sekretarz generalny światowej federacji FIDE, mówi, że Polska staje się coraz ważniejszym graczem, jeśli chodzi o organizację mistrzowskich imprez. – Mamy renomę sprawnego organizatora, wydarzenia przyciągają widzów. Duże wrażenie zrobiło podjęcie się roli gospodarzy mistrzostw świata w szachach szybkich i błyskawicznych w grudniu 2021 r. [na Stadionie Narodowym – red.]. To był wybór last minute, trzy tygodnie przed imprezą. I trzeba ją było przeprowadzić z zachowaniem pandemicznych rygorów bezpieczeństwa. Jeszcze niedawno wydarzeniem były u nas turnieje dla kilkuset uczestników. Teraz wielkie hale i obsada 1,5 tys. graczy nie zaskakują. Młody uczestnik może się potem pochwalić kolegom: grałem w Spodku na głównej płycie – podkreśla Turlej.
To swego rodzaju fenomen, że w dobie powszechnej i darmowej dostępności w internecie kursów, poradników, narzędzi analitycznych oraz platform do pojedynków, które poza rozrywką dają też weryfikację własnej szachowej wartości, turnieje wciąż przyciągają tłumy kibiców.