Wieczne zgorszenie
Wieczne zgorszenie. Tragiczna historia księdza, który odebrał sobie życie
Według jednych na wieczne potępienie zasługuje ksiądz, według drugich – matka dziecka, która jego czyn ujawniła, oraz radna, która go nagłośniła. Jedni i drudzy mają „swoją prawdę” – zależną od tego, czy dziecko było na plaży. Jeśli tak, 57-letni Piotr Z., salezjanin ze Szczecina, katecheta i były papieski misjonarz miłosierdzia, dopuścił się molestowania i był pedofilem. Jeśli dziecka tam nie było, ksiądz był ofiarą nagonki, w najgorszym przypadku „zwykłym onanistą”.
Plaża
Policja i prokuratura nabrały wody w usta, oficjalnie znamy więc tylko wersję rzecznika komendy w Świnoujściu – bo tam wszystko się zaczęło. St. sierż. Kamil Zwierzchowski poinformował, że policjanci interweniowali wobec mężczyzny, który miał masturbować się na plaży. Został ukarany mandatem za nieobyczajny wybryk (art. 140 Kodeksu wykroczeń), dziecko nie było świadkiem, co miały potwierdzić rozpytane przez policję „wszystkie osoby, które znajdowały się wtedy na plaży”. Gdyby mężczyzna czynu dopuścił się w obecności dziecka, zostałby zatrzymany – informował rzecznik w Radiu Szczecin. Inne media taką wersję powielały, budując na jej podstawie opinie i komentarze. Spróbujmy ją jednak zweryfikować, bo to zmienia obraz sprawy.
Plaża leży ok. 300 m od granicy z Niemcami. W pobliżu jest wejście nr 1 i parking, na którym pani Katarzyna (matka dziecka) zostawiła samochód. Nie chce rozmawiać z mediami, ale dotarliśmy do dwóch osób, którym relacjonowała to na gorąco. Każdej z osobna przedstawiła identyczną wersję, sprzeczną z tym, co mówił ksiądz (i przyjęła policja). Gdy wchodziła z dziesięcioletnią córką na plażę, wychodził z niej solidnie zbudowany mężczyzna (jeszcze nie wiedziała, że to duchowny). Na ich widok zawrócił, zniknął jej z oczu, ale gdy odpoczywała przy wydmach, zobaczyła go: stał za plecami jej córki (pluskała się przy brzegu), na wysokości bioder trzymał słomkowy kapelusz, pod nim wykonywał ręką charakterystyczne ruchy.